–>

Robię makaron stosując się do przepisu znalezionego w książce o makaronach. Bazowym skaładnikiem są pomidory. Nakładam na talerze, szykuję się  z aparatem, szukam przyzwoitego światła i inne dziwactwa i wtedy M. wtrąca bezcermonialnie:
– To na bloga?
– Owszem.
– Nie rób tego, pomyślą, że wciąż jemy pomidory.
  Podatna na krytykę i sugestie nie zrobiłam. Nie będzie więc notki kulinarnej. Skończyłam za to czytać O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu. Murakami, pisarz dosyć mainstreamowy nie należy do moich ulubionych. Krótki żywot Kroniki ptaka nakręcacza zakończył się na półce, zapomniany, czekający na swe drugie życie u nabywcy z Allegro. Z premedytacją zakupiłam jednak O czym mówię…bo: a) skusiła mnie atrakcyjna cena b) bo jest to historia z bieganiem w tle, a ja lubię historie z bieganiem w tle. Jednym słowem Murakami dostał ostatnią szansę.
Tą książeczką uratował swój honor pisarza w moich oczach w stopniu zadowalającym, że może jednak kiedyś wrócę do Kroniki…
     Z góry założyłam, że połączenie literata z biegaczem, to połączenie rzadkie, ale i obiecujące. I od razu nasuwa mi się taka smutna konstatacja, iż ja, nie wiem jak bardzo bym się starała, nie jestem w stanie w tak metaforyczny i plastyczny sposób o bieganiu prawić. Choć Murakami do najmłodszych nie należy, to jednak tężyzną fizyczną mógłby powalić na łopatki całe rzesze dwudziesto- i trzydziestolatków tak bardzo zaabsorbowanych hodowaniem piwnego brzuszyska. I choć sam od piwa nie stroni, to do pełni szczęścia nie potrzebuje sześciopaka. Jak na Japończyka przystało, jest zapewne obdarowany genami długowieczności i pracowitości, a prócz tego odżywia się wzorowo i codziennie poświęca cenne pisarskie godziny na sporty wytrzymałościowe. I tak w swym dorobku biegacza ma już niemal 30 maratonów i jeden ultramaraton. Jest także zapalonym triatlonistą. Jak na amatora trenuje dość zawodowo, bo codziennie. Należy także do tych uprzywilejowanych bo ma okazje biegać w najróżniejszych zakamarkach świata, znanych mi jedynie z TV lub książek.
    W książce znajdziecie refleksje na temat biegania, o tym jak zmieniło ono życie pana Harukiego, a także obszerne relacje z imprez. Mnie najbardziej zaciekawiła ta z ultramaratonu (100km). Owszem, przeszła mi taka szatańska myśl, że może kiedyś też pobiegnę, ale pozostawię to raczej w sferze luźnych planów o niezbyt wysokim priorytecie.
Po przeczytaniu tego biegowego pamiętnika okraszonego zdjęciami z imprez sportowych, stwierdzam, że nazywany nowym Dostojewskim Murakami jest jednak całkiem fajnym gościem. Z chęcią dotrzymałabym mu towarzystwa podczas joggingu.