Czas nie ma w rzeczywistości żadnej cezury, łoskotu burz ani dźwięcznych fanfar na początku nowego miesiąca lub roku, a nawet na początku nowego stulecia; to my ludzie strzelamy i dzwonimy.

T. Mann, Czarodziejska góra

Nowy Rok zaczął się słonecznie i biegowo:

To dziwne, a zarazem ekscytujące przewracać ostatnie kartki w kalendarzu. Zmęczenie końcówką roku miesza się z ekscytacją i oczekiwaniem na to, co przyniesie ten nadchodzący. Uważam, że noworoczne postanowienia, te mądre i przemyślane, nie są czymś złym. Wszystko, co nas rozwija, dyscyplinuje i motywuje do pracy jest dobre. Nasze postanowienia są podobne: chcemy ważyć mniej, ruszać się więcej, porzucić nałóg, odżywiać się lepiej. Chcą na nich zarobić i wielkie koncerny, i lokalne siłownie. Te składane publicznie, motywują podwójnie, wszak nie ma nic gorszego niż dyshonor. Grudniowy czas podsumowań często jednak nie jest łaskawy. Dla mnie także.

Nie wiedziałam, jak napisać to podsumowanie bo w tym roku działo się wiele, ale nie w sferze biegowej, a ta z pewnością najbardziej Was interesuje. Postanowiłam zatem opisać krótko, jak poradziłam sobie z postanowieniami, o których pisałam tutaj.

1. Dieta plant power

Niestety tego celu nie udało mi się zrealizować w takim stopniu, w jakim bym chciała. Rok pełen dietetycznych zgrzytów, oszukańczych posiłków, guilty pleasures. W chwilach największej motywacji było naprawdę zdrowo i nawet ciekawie, jednak często brak czasu zmuszał mnie do szukania półśrodkow.  

2. Jeszcze więcej sportu

Na to postanowienie najchętniej zarzuciłabym kurtynę milczenia. Sportu było zdecydowanie mniej niż bym tego chciała. Siłownie, do której wybieram się już od miesięcy obrzucam tylko znudzonym spojrzeniem. Ten rok nie rozwinął mnie biegowo, choć starałam się biegać w miarę regularnie. Niestety brak konkretnego, biegowego celu, spowodował, że często odpuszczałam. Oczywiście nie zamieniłam się w żadnego „couch potatoe”, daleko mi jednak do tej Magdy biegaczki sprzed roku, która z dużym zapasem sił łamała 3:30 w maratonie. I choć nie w głowie mi życiówki, to chciałabym utrzymać poziom wytrenowania pozwalający mi na swobodne pokonanie 10 km poniżej 50 minut. 

3. 10 maratonów do „trzydziestki”

Choć początek roku zapowiadał sukcesy na tym polu, to jednak skończyło się na niezbyt udanym Orlen Warsaw Maratonie. Już wiem, że z okazji 30. urodzin mogę co najwyżej pobiec swój ósmy maraton.

 

4. #52 book challenge

Mogę odetchnąć z ulgą bo nie wszystkie cele zakończyły się fiaskiem. W tym roku udało mu się przeczytać 52 książki i to jest mój powód do dumy. Pełną listę możecie znaleźć tutaj. Było nerwowo, bo przez napęczniały do granic harmonogram, mogę czytać wyłącznie w weekendy. Przeczytałam niemal wszystko to, co przeczytać chciałam, większość książek było w formie ebooków. Było wiele rozczarowań, ale także zachwytów. Cieszę się z tej czytelniczej dyscypliny, którą sobie narzuciłam, ale następny taki „czelendż” zrobię chyba dopiero na emeryturze. 

5. Minimalizm

To kolejne spełnione postanowienie. Dokładnie rok temu zmieniłam miejsce zamieszkania i była to wprost idealna okazja do pozbycia się wielu niepotrzebnych rzeczy, przydasiek i kurzołapek. Uważam, że minimalizm zaczyna się w głowie i nie ogranicza wyłącznie do wyniesienia kilku worków rzeczy. To raczej zmiana sposobu myślenia, konsumenckich przyzwyczajeń i wyborów. Minimalizmem interesuję się już kilka lat, a od dwóch wdrażam go w życie z większymi i mniejszymi sukcesami. Szerzej pisałam o tym tutaj. W tym roku jeszcze bardziej uszczupliłam swoje materialne zasoby. Moje rzeczy biegowe mieszczą się teraz w jednej szufladzie komody, a z 15 par butów do biegania zostały 4 (wciąż za dużo). Jeśli interesuje Was ten temat, to chętnie będę o nim pisać.

W 2017 roku być może nie był szczególnie biegowy, ale nie mam poczucia straconego czasu. Wręcz przeciwnie. Oprócz dziesiątek przeczytanych książek, udało mi się powiększyć listę moich hobby o uprawę…kwiatów doniczkowych, o czym, jeszcze rok temu bym nie pomyślała. Zawsze w afekcie i we współpracy z kotem, mordowałam wszystkie kwiaty, nawet te najmniej wymagające. W tym roku uświadomiłam sobie, że poza storczykami istnieją także inne kwiaty doniczkowe, a kilka z nich mnie w sobie zauroczyło. Nie wiem, czy to już zwiastun nieuchronnie zbliżającej się starości, ale jedno wiem na pewno – to całe przesadzanie, podlewanie, spryskiwanie i obserwowanie jak rosną, przynosi sporo frajdy. 

Z ciekawością czekam na 2018 rok. O moich celach na Nowy Rok jeszcze Wam napiszę, a później postaram się w podobny sposób je rozliczyć. Staram się wierzyć w swoją moc sprawczą, dlatego planuję go ambitnie i odważnie. W końcu kończę 30 lat. Jestem ani młoda, ani stara. W sam raz!

Trochę więcej o minimalizmie, roślinkach, żarciu i książkach na moim instagramie – tutaj

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.