–>

Rano zrobiłam pierwszy trening w śniegu, w kompletnie pustym parku. Do biegowej garderoby dodałam jeszcze jedną warstwę, męską bluzę, która po godzinie treningu była cała biała. Jeśli ok. godz. 9 widzieliście w okolicach Drogi Dębińskiej biegnącego bałwana, to byłam ja.
Wreszcie poczułam święta. Pakuję manatki i opuszczam Poznań. Od czwartku przez tydzień wieś sielska, anielska. Zabieram strój do biegania i mam nadzieję, że uda mi się wyskoczyć kilka razy na dyszkę dookoła jeziora z przerwą na fitness w kąciku z maszynami do ćwiczeń pod chmurką.  Może uda się wyskoczyć na łyżwy, a jeśli poniesie mnie ułańska fantazja, będzie i rower. Biorę także książkę o bieganiu, którą z pewnością zrecenzuję na wirtualnych łamach. Nie pozostaje mi nic innego, jak pożegnać się grzecznie i powrócić z wpisem jeszcze przed Nowym Rokiem. Tymczasem robię sobie internetowy detoks.