Kiedy dwa lata temu kupowałam nowy zegarek biegowy, wahałam się między Garminem Vivoactive 4S, a Forerunnerem 645. Mój wybór padł na Forerunnera, dlatego z przyjemnością poznałam drugi model. 

Nie chciałam robić żadnego bardzo technicznego podsumowania, a to dlatego… że chciałabym przedstawić ten zegarek tak, w jaki sposób z niego korzystałam i korzystam. Jestem pewna, że nie sprawdziłam wszystkich funkcji zegarka Vivoactive (VA). Ale jestem też pewna, że po dwóch latach nie poznałam jeszcze wszystkich opcji Forerunnera (FR). Skoro ich nie poznałam, to pewnie nie są one mi do biegania potrzebne. No ale, do rzeczy. 

  1. Wygląd: nie jest to na pewno najważniejsza funkcja zegarka, ale jestem pewna że wiele osób na samym początku zwraca uwagę właśnie na wygląd. Jeszcze kilka lat temu zegarki biegowe były takie toporne, typowo sportowe. Głupio było je nosić na co dzień. Ale teraz? Teraz niektóre z nich są naprawdę piękne. Vivoactive 4S jest na pewno bardziej kobiecy, subtelny, delikatny. Testowany przeze mnie zegarek był biały ze złotymi elementami. Naprawdę ładny. Forerunner jest może trochę większy, ale uważam że dobrze leży na kobiecym nadgarstku. Dla mnie jego rozmiar jest wręcz trochę wygodniejszy.
  1. Dotykowy ekran: zawsze jestem dość sceptycznie nastawiona do dotykowych ekranów. Zawsze mam wrażenie, że w pewnym momencie przestanie działać. Jednak przycisk to przycisk. ;) Muszę jednak powiedzieć, że w VA wszystko działało bardzo sprawnie. Ekran jest czuły na dotyk, nie zawiesza się, dobrze się go obsługiwało. Może to głupio zabrzmi, ale szkło było przyjemne w dotyku. Zegarek ma też dodatkowo dwa przyciski.

  1. Bateria: to akurat dla mnie ważna rzecz. Baterię Vivoactive testowałam na różne sposoby – przez tydzień nie używałam zegarka do treningów, a po prostu go nosiłam (czyli inne funkcje działały normalnie, takie jak pomiar tętna czy liczenie kroków itd.). Wtedy bateria trzymała tydzień. Na treningach trzymała krócej i to krócej od mojego Forerunnera. Wszystko oczywiście zależy od włączonych funkcji. Podobno pulsoksymetr (VA ma tę opcje) dość sporo zżera baterię. 

  1. Sygnał GPS: tutaj zauważyłam sporą różnicę między zegarkami. Forerunner od samego początku jest pod tym względem doskonały. Nigdy nie ma czekania, kilka sekund i można biec. Natomiast Vivoactive radził sobie z tym o wieeele gorzej. Bywały dni, kiedy naprawdę bardzo długo łapał sygnał. Podczas jednego treningu w Wielkopolskim Parku Narodowym sygnału szukał przez… aż sześć kilometrów. Sprawdzałam też idąc z psem na spacer (w trybie chód). Zajmowało mu to kilka dobrych minut. Zakładam, że to była wina mojego (tego konkretnego modelu). Może powinnam była zresetować zegarek. 

  1. Monitorowanie oddechu / Monitorowanie Energii Body Battery /Pomiar stresu: to są dla mnie zupełnie zbędne funkcje i traktuję to raczej jako gadżet. Nie śledzę tego. Ja po sobie czuję, kiedy jestem zmęczona, zestresowana lub kiedy nie mam baterii. ;) Nad oddechem pracuję głównie podczas praktyki jogi. 

  1. Monitorowanie nawodnienia: nie jest to nic koniecznego, ale jest to dobra funkcja dla kogoś, kto nie ma nawyku picia wody w ciągu dnia. Myślę, że to może fajnie motywować. 

  1. Pulsoksymetr: ciekawa opcja i możliwe, że przydała się niejednej osobie, szczególnie teraz, w dobie pandemii. Jednak na co dzień raczej nie jest to jakoś bardzo przydatne. Szczególnie biegając po płaskim Poznaniu. A tak jak pisałam wcześniej, dość mocno zjada baterię.

  1. Powiadomienia z telefonu: z tego korzystam codziennie i bardzo mi to pomaga. Prawie zawsze mam wyciszony telefon, a często zostawiam go na drugim końcu pokoju. Dzięki tej funkcji, jeżeli ktoś dzwoni, to otrzymuję takie powiadomienie na tarczy. To jest naprawdę przydatna rzecz. To sprawdzało się zarówno w Vivoactve, jak i w Forerunnerze bardzo dobrze. 

  1. Garmin Pay: czyli płatności zegarkiem. To już kilka razy uratowało mi życie. Gdyby nie to, umarłabym po treningu z pragnienia, lub nie zrobiła zakupów po drodze, wracając z biegania. ;) Szczególnie zimą, kiedy bateria mojego telefonu robi co chce, karta płatnicza w zegarku to wspaniałe rozwiązanie. 

  1. Monitorowanie cyklu menstruacyjnego: to jest przydatna funkcja dla pań. Kalendarz przypomina np. o zbliżającym się okresie. Można sobie to wszystko dobrze obserwować. 

–> I last but not least – pomiar tętna:  no oczywiście, jeszcze pomiar tętna. Od kilku lat, a na pewno odkąd mam Garmina, nie noszę pasa do pomiaru tętna. Nigdy paska nie lubiłam, latem obciera, zimą spada, jest po prostu niewygodny. Zarówno w VA jak i FR jest pomiar tętna z nadgarstka. I choć wiem, że ten sposób pomiaru ma wielu przeciwników, to ja jestem z niego bardzo zadowolona (w obydwu zegarkach sprawdzał się dobrze). Oczywiście jestem świadoma tego, że czasami pomiar tętna pokazuje zupełne farmazony. Czasami już na samym początku treningu chwyci jakieś wysokie tętno i pokazuje złe pomiary. Ale muszę powiedzieć, że większość czasu pokazuje całkiem dobrze. Choć ja z pewnością nie jestem osobą, która przejmuje się tymi danymi. Oczko w jedną, czy w drugą… Od początku biegałam wiele lat bez pomiaru tętna i uważam, że umiem dość dobrze ocenić swój oddech. Po prostu znam swój organizm już na tyle, że wiem kiedy tętno jest za wysokie, a kiedy biegnę w tlenie. Jeżeli ktoś bardzo skupia się na tętnie podczas biegania, to pewnie lepiej będzie kupić sobie pasek do pomiaru. Ja jednak, na tyle na ile potrzebuję tych danych (patrzę sobie na średnią) uważam, że pomiar z nadgarstka jest ok. Poza tym to jest naprawdę wygodne. Żadnego uwierania, żadnego obtarcia! ;)

Podsumowanie: jeśli musiałabym wybierać, pomiędzy Vivoactive 4S, a Forerunnerem 645, to zdecydowanie zostaję przy moim. Testowałam VA dość długo i uważam, że jest to naprawdę dobry zegarek ale wydaję mi się mimo wszystko, że to bardziej model “lajfstajlowy”. Monitorowanie snu, program z treningami, monitorowanie oddechu czy monitorowanie nawodnienia. To wszystko jest przydatne i fajne, ale są to dla mnie ważne funkcje w zegarku biegowym. Zresztą nie jestem może najlepszą testerką, bo ja nie potrzebuję w zegarku nie wiadomo jakich funkcji – dla mnie najważniejszy chyba tak naprawdę jest dobry GPS. Bo dzięki temu wszystkie inne pomiary (tempo, kilometry itd.) też będą poprawne. Jeżeli jednak bieganie jest dodatkiem do fitnessowego, zdrowego stylu życia, to uważam że Vivoactive jest warty swojej ceny. Te wszystkie dodatkowe funkcje i sporo innych, których pewnie sama nie zdążyłam odkryć, z pewnością ułatwią dbanie o siebie i zdrowie. Poza tym on jest naprawdę ładny…. a która kobieta nie lubi ładnego zegarka?! ;)

Zegarek VA dostałam do testów od firmy Trigar.pl. Wpis ten powstał jednak zupełnie dobrowolnie, jest to szczera opinia. Już od dawna myślałam, aby napisać tu kilka słów o zegarku, bo często o niego pytacie. Jeżeli rozważacie kupno Garmina, to szczerze polecam Trigar.pl. Bardzo fajna obsługa, zarówno w sklepie, jak i online. Jak tylko mam jakiś problem z zegarkiem, piszę do nich np. na IG i bardzo szybko otrzymuję pomoc. Niby nic, a jednak bardzo przydatna rzecz. :) Dzięki!