Od dawna byłam zainteresowana tym, jak dokładnie wygląda badanie wydolnościowe, ale zawsze miałam też pewne obawy. Z jednej strony ciekawiło mnie, czego można się tam dowiedzieć i zawsze chciałam usłyszeć trochę więcej o mojej wydolności, z drugiej strony zawsze wydawało mi się, że to coś dla bardziej zaawansowanych biegaczy ode mnie i mi się nie przyda.

Jednak, kiedy dowiedziałam się, że zespół Sportslab odwiedzi Poznań, postanowiłam sama sprawdzić jak to wygląda. Zanim jednak zacznę pisać o samym badaniu, to warto się zastanowić po co w ogóle badać wydolność? Taki test umożliwia pełną kontrolę nad naszym treningiem i to zarówno dla osób trenujących wyczynowo, jak i amatorsko. Ponadto pomoże stwierdzić, jaka jest intensywność wysiłku dla optymalnego spalania tkanki tłuszczowej, jaka dla usprawniania przemian tlenowych, a jaka dla kształtowania naszej wytrzymałości biegowej. Taka kontrola na pewno pomoże usprawnić trochę trening i podnieść formę (a przynajmniej taką mam nadzieję).

Spotkanie odbyło się w poznańskim klubie sportowym CityZen, do którego mimo piątkowego popołudnia dotarłam o dziwo bez spóźnienia. Na miejscu czekał już na mnie fizjolog, dr Szczepan Wiecha, który przeprowadził całe badanie. Zaczęliśmy od analizy składu ciała. Tutaj mniej więcej wiedziałam jakich wyników mogę się spodziewać, ponieważ sprawdzałam to też przy okazji badania serca przed maratonem. Analiza składu ciała określiła moją masę ciała (kg), BMI, % tłuszczu w organizmie oraz masę tkanki tłuszczowej (ta jest według wyników na bardzo dobrym poziomie, co oczywiście cieszy, ale zawsze może być jeszcze lepsza).

Badanie_1

Po tym krótkim badaniu rozpoczęła się właściwa część. Nie będę ukrywać, że stresowałam się chyba bardziej, niż przed ostatnim maratonem. Wspomniałam Szczepanowi o moich obawach, ten na szczęście szybko je rozwiał i opowiedział, co będzie się po kolei działo. W przypadku tego badania stosuje się wysiłek o stopniowo narastającej intensywności aż do totalnego zmęczenia, czyli tak zwanej „odmowy” – to chyba właśnie tego słowa tak bardzo się bałam przy tym badaniu ;). Rozpoczęliśmy od rozgrzewki pięciominutowej, podczas której biegłam z prędkością 8 km/h. Następnie, co dwie minuty, Szczepan zwiększał intensywność biegu o 1 km/h cały czas monitorując na komputerze moje wyniki. Może zastanawiacie się jak się biegło. No właśnie to było dość ciekawe doświadczenie. Dawno już nie biegałam na bieżni mechanicznej, bo tego zwyczajnie nie lubię i wolę biegać na dworze, nawet gdy na dworze jest zimno czy deszczowo. Bieżnia bieżnią, ale ta maska na twarzy, to dopiero był jakiś kosmos i nie chodzi mi tu o to, jak w niej wyglądałam. Ta maska powoduje, że ciężko się oddycha (Szczepan od razu powiedział, abym oddychała ustami, a nie nosem) i już przy rozgrzewce miałam wrażenie, że dyszę jak stary dziad. Bieżnia stała przy oknie, więc podczas biegu spoglądałam na dwór. Wyznaczyłam sobie jeden punkt, w który wbiłam wzrok, aby się nie dekoncentrować i nie zwracać za bardzo uwagi na zmieniające się cyferki na wyświetlaczu bieżni oraz na coraz większą prędkość. I tak co dwie minuty Szczepan podnosił tempo mojego biegu. Mimo mojego ciężkiego oddechu biegło się w miarę dobrze, ale robiło mi się też coraz cieplej. Zgodnie z tym, co ustaliliśmy na początku, kiedy poczuję, że już nie mogę biec dalej miałam podnieść rękę. I tak też się stało. Kiedy poczułam, że już bardzo się męczę i coraz ciężej złapać oddech, podniosłam rękę. Ku mojemu zaskoczeniu Szczepan powiedział, że mam jeszcze spory zapas i mogę biec dalej. Kolejny dowód na to, że to głowa często próbuje nas oszukać. Tak było w moim przypadku, bo dzięki Szczepanowi, który mnie motywował do dalszego biegu udało mi się pobiec jeszcze 50 sekund dłużej i dopiero wtedy po raz drugi podniosłam dłoń, aby tym razem już definitywnie zakończyć bieg. Udało się osiągnąć prędkość 15 km/h.

Badanie_2

Szczepan kazał mi się chwilę przejść, aby uspokoić tętno. Wierzcie mi, nie pamiętam kiedy ostatni raz tak bardzo się spociłam i kiedy ostatni raz byłam tak czerwona na twarzy (a to zdarza mi się częściej gdy się zawstydzam, niż gdy biegam :D). Kiedy już ochłonęłam Szczepan pokazał mi moje wyniki. Te wykresy były dla mnie trochę czarną magią, dlatego dokładnie wszystko mi opowiedział, a całe podsumowanie i wyniki w wersji elektronicznej dostałam również mailem.

Badanie_3

wykresy2a

Czego tam się dowiedziałam? Nie będę pisać wszystkiego, ale zdradzę Wam te najważniejsze wartości:

HR max (czyli maksymalne minutowe tętno) w moim przypadku wynosi 190 ud/min.

VO2max (czyli maksymalny minutowy pobór tlenu) wynosi 50,17 ml/kg/min, co jak się dowiedziałam jest bardzo dobrym poziomem dla wieku i płci.

W czterostronicowym opisie mojego badania poznałam również maksymalną minutową wentylację płuc (VE max), indywidualne progi metaboliczne (tleonwy i beztlenowy) oraz moje strefy wysiłkowe (indywidualny zakres intensywności wysiłku). Ponadto dostałam również zalecenia treningowe, które pomogą mi popracować nad moją wydolnością. Wiem, w jakim tempie powinnam robić długie wybiegania, aby pobudzić metabolizm tłuszczowy. Dowiedziałam się, że dotychczas robię długie biegi trochę za szybko. Co ciekawe, w zeszłą niedzielę spróbowałam pobiec zgodnie z zaleceniami i okazało się, że to wcale nie jest takie łatwe, bo finalnie i tak biegłam szybszym tempem, niż powinnam.

Podsumowując jestem zadowolona z tego nowego doświadczenia i jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o swoim bieganiu, to Wam również taki test polecam. Ja co prawda głównie biegam dla przyjemności, jednak mimo wszystko lubię rozszerzać moją wiedzę o bieganiu, a jeżeli mogę przy okazji jeszcze bardziej poznać swój organizm, to jeszcze lepiej. Postaram się trzymać zaleceń treningowych, aby wiosną ponownie skorzystać z zaproszenia i sprawdzić, czy zrobiłam postęp.

Jeżeli będziecie mieli więcej pytań, piszcie śmiało. Co więcej, jeśli zainteresował Was mój wpis i chcielibyście sami zbadać swoją wydolność, to terminy najbliższych badań sprawdzicie tu: http://sportslab.pl/badania-wydolnosciowe/najblizsze-terminy-badan/. W Poznaniu odbędzie się już 8 listopada. Nie jest to niestety zbyt tania przyjemność (270 zł), ale w tej cenie dostanie się moim zdaniem sporo ciekawych i przydatnych informacji.

Aha, tak już zupełnie na koniec: nie ma się czego bać! Ani maska, ani badanie nie jest wcale takie złe. ;)