Jak wiecie od paru dni jestem w Kolonii, w której spędzę jeszcze parę dni. Stwierdziłam, że to będzie „odpowiedni czas” na zrobienie roztrenowania. Odpowiedni jak odpowiedni, obawiam się, że w moim przypadku nie ma dobrego czasu na odpoczynek od biegania, bo bez niego jest mi zwyczajnie źle. Przyznaję, że nigdy wcześniej nie robiłam roztrenowania po całym sezonie i jakoś nigdy nie żałowałam tej decyzji. Ten rok był jednak wyjątkowo aktywny i z rozsądku postanowiłam zadbać trochę o moje zmęczone mięśnie i dać im zasłużoną nagrodę. Założenie było takie – tydzień bez żadnego biegania.

A jak wygląda moje roztrenowanie w praktyce?

No cóż, nie biegałam od sobotniego kobiecego spotkania. To oznacza, że ominęłam już jedno niedzielne wybieganie, a to już naprawdę dużo biorąc pod uwagę to, że robię je co tydzień. Nie biegałam również w poniedziałek, ani we wtorek. Zamiast biegu były dwa długie, szybkie spacery. Gdybym była w Poznaniu zamieniłabym bieganie na pływalnie. Na pewno poszłabym na cotygodniowe zajęcia z aqua- aerobiku (kto myśli, że to zajęcia dla seniorów, ten się myli to naprawdę maksymalnie męczący trening!) oraz parę razy popływać. Nie myślcie, że w Kolonii nie ma pływalni, bo oczywiście są. Jednak głównym powodem mojego przyjazdu jest opieka nad Emilem, moim rocznym bratankiem. Jeżeli jesteście Mamami, to na pewno wiecie ile energii ma roczne raczkujące dziecko (generalnie dziecko, bo i młodsze i starsze mają jej sporo) i że poświęca się mu cały dzień (teksty piszę – tak jak teraz- albo podczas jego przedpołudniowej drzemki, albo wieczorami). Oczywiście na szczęście i ja spędzam dzień dość aktywnie. Chodzimy na długie spacery, które są namiastką biegania. Najlepiej ćwiczę aktualnie ręce i ramiona dźwigając jedenaście kilogramów. To zdecydowanie najsłodsza i najbardziej wesoła siłownia, na której kiedykolwiek było mi dane ćwiczyć. ;) Poza tym oczywiście codziennie poranne i wieczorne ćwiczenia, ale to jednak nie jest to samo, co porządny bieg. Żeby było jeszcze trudniej rozstać się z bieganiem, znajomi mojego brata wypożyczyli mi wózek biegowy do wspólnych treningów. No i jak tu z tej okazji nie skorzystać? Bieganie w towarzystwie Emila i to wszystko po ulubionych kolońskich ścieżkach czy wspólny trening z bratem, z którym tak uwielbiam biegać – naprawdę grzechem byłoby odmówić! Zmieniłam zatem moje założenie i pozwolę sobie wyjść dwa razy na trening. Raz z Emilem, raz z Kubą. Wolne, spokojne pięć kilometrów dwa razy w tygodniu zmniejszy mój tygodniowy kilometraż do dziesięciu kilometrów.  Hmm, zastanawiam się, czy to już uzależnienie? ;)

Mogłabym tak jeszcze długo, ale bratanek właśnie zakończył swoją drzemkę i prosi o trochę uwagi. Zatem wracam do niego i zabieram na spacer, może przetestujemy ten biegowy wózek, bo przecież co z tego, że mięśnie odpoczną, gdy głowa szaleje!?

Ps. Mała aktualizacja – Emil ma najwyraźniej więcej rozsądku ode mnie i nie chciał wypróbować biegowego wózka. Skończyło się kolejnym długim spacerem w stroju biegowym. Nad Renem w końcu zrobiło się różowo!

zdjęcie 2

zdjęcie (1)