Autor: Magda

Miało być miło, płasko, przyjmnie. Była droga podbiegami, pustynnym piachem
i kamieniami usłana. Uwielbianego przeze mnie asfaltu było jak na lekarstwo. Mowa 
o pierwszym półmaratonie w Chrzypsku Wielkim. Impreza niszowa, ba, impreza kameralna. Decyzja o starcie zapadła po półmaratonie w Pobiedziskach. Poza tym bieg odbył się w sobotę, co oznacza, że niedziela może upłynąć pod znakiem uzasadnionego lenistwa.


Na miejsce dotarliśmy z zapasem czasu. Odebraliśmy pakiety startowe i zamiast rozgrzewać się z urzędniczą skrupulatnością, rozłożyliśmy nasze sfatygowane kości na drewnianym pomoście. O 1032 wystartowaliśmy. Bieg składał się z dwóch pętli. Jedną pętlę biegli ci, którzy wybrali opcję ćwierćmaratonu. Już na początku trasy srogo pożałowałam, że nie biegnę połowy połówki.
Trasa na pewno nie była nudna. Tu i ówdzie podbiegi, tam lasek, jeszcze gdzie indziej piachu po pachy. Po raz pierwszy doświadzyłam samotności biegacza.
Momentami nie widziałam innych zawodników ani przede mną, ani za mną. Czas odmierzałam powtarzanymi do znudzenia power songami. Zbawienny banan na 15 kilomatrze (czy, aby na pewno 15?),  był jak jedno spełnione marzenie. Na mecie zameldowałam się jako druga kobieta z czasem netto 1:51:59. Szału może nie ma, ale zważywszy na poziom trudności trasy, jestem zadowolona. Przede wszystkim poprawiłam czas z Pobiedzisk o 2 minuty, a to przecież zaledwie 6 dni później. No i co ważniejsze na podium stanęłam dwa razy w tym raz na najwyższym stopniu. Okazało się bowiem, że na 12 kobiet, które ukończyły bieg byłam druga w kategorii open kobiet i pierwsza w kategorii 18-34 lat. Pamiętam, że kiedy wbiegłam na metę, para kibiców spojrzała na mnie i ze zdziwieniem zapytała: „To dziewczyny też biegają?“. Przykre, że bieganie to wciąż sport silnie zmaskulinizowany, a przecież w nas kobietach siła i potencjał drzemie.
Reasumując, było ciężko, ale satysfakcjonująco. Głęboko wierzę, że ostatnie, skądinąd trudne półmaratony, zaowocują fajną życiówką na maratonie.
Od tego wpisu, chciałabym zacząć bardziej szczegółowo recenzować imprezy biegowe.
Organizacja
 Można organizatorowi wybaczyć pewne grzechy z racji debiutu. Brakowało informacji na stronie dot. lokalizacji biura zawodów, ale miejscowość okazała się tak mała, że nie było problemu. Trasa bez atestu PZLA. Kilometry nie były oznaczone.
Pakiet startowy
Wpisowe wyniosło 50 zł. W pakiecie startowym znaleźliśmy odblaskowy pasek na rękę 
(w końcu mam), czapeczkę z daszkiem, paczkę kawy.
Punkty żywieniowe
Co 5 km znajdowały się punkty żywieniowe z wodą i izotonikiem. Na 15 km. dodatkowo były banany. Na mecie oprócz powyższych były także pomarańcze, kupon żywieniowy można było wymienić na kiełbasę (z biegu na bieg łudzę się, że będzie np. makaron).
Trasa
Okolica piękna i malownicza, pełna jezior (na 100 mieszkańców gminy przypada jedno jezioro). Trasa przełajowa, z licznymi podbiegami. Nawierzchnia od asfaltu przez piasek po kamienie.
Ciekawostki
Bieg był wydarzeniem towarzyszącym obchodom Dni Wędzonej Sielawy (mieliśmy ochotę skosztować tego cuda, ale niestety zabrakło w menu). Meta zlokalizowana była 200 metrów od jeziora.
Bieg ukończyło 98 osoby, w tym zaledwie 12 kobiet
Najlepszy czas netto (=brutto): 1:22:41
Pomiar czasu: chipy wplecione w sznurowadła
Sponsor tytularny: Grupa Krotoski-Cichy
Sponsor/organizator: Endushop
Czy polecam na przyszły rok?
Zdecydowanie tak. Myślę, że w biegu wystartowałoby więcej osób, gdyby nie słaba promocja. Sądzę, że bieg ma potencjał i być może w przyszłym roku frekwencja będzie znacznie wyższa.

Bita śmietana z goferem i dżemorem