W końcu, po trzech latach maratończycy powrócą na ulice Poznania! Cieszę się, że mogę to napisać i że w niedzielę spotkamy się znowu na Międzynarodowych Targach Poznańskich, by rozpocząć (moim zdaniem) największe święto biegowe w naszym mieście – 21. Poznań Maraton!
No to powiedzcie, jak tam Wasza forma i przede wszystkim Wasze nastroje?
Mam nadzieję, że dobrze. Pewnie lekki stres powoli się pojawia, ładujecie już węglowodany i myślicie o tym, jaka w niedzielę pogoda? Spokojnie, już podpowiadam. Z tego co widzę, będzie chyba pochmurno (to dobrze!) i raczej bez deszczu (może coś popadać od rana, ale w godzinach maratonu chyba będzie ok). Może trochę wiać, ale spokojnie, oby to był głównie wiatr w plecy. Na pewno nie będzie też za ciepło, chociaż zapowiadane 16 stopni o godzinie 11:00 może być odczuwalne. Najważniejsze jednak, że nie będzie słońca, bo choć kocham je bardzo, to uwierzcie mi, 16 stopni,maraton i słońce to nie jest najlepsze połączenie.
Ok, to pogodę mamy omówioną. Jak ze strojem startowym? Każdy z Was pewnie wie najlepiej co założyć, przetestował spodenki czy koszulkę na niejednym długim wybieganiu. Nic nie obciera, nic nie denerwuje. To naprawdę ważne, bo mała metka albo podciągające się legginsy potrafią ostro wymęczyć podczas 42 kilometrów.
Jeżeli zastanawiacie się jeszcze, co najlepiej na siebie założyć,to pamiętajcie że temperatura ciała wzrasta podczas wysiłku i spokojnie można doliczyć około 10 stopni do panującej temperatury. Jeżeli nie jesteście wielkimi zmarzluchami, to ja odradzam długie spodnie, czy długi rękawek. Dobrym rozwiązaniem są np. rękawki, które można zsunąć podczas biegu, albo rękawiczki na pierwsze kilometry, jeżeli marzną Wam dłonie. Opaska czy buff, to zawsze dobry pomysł, to też coś, co można łatwo zdjąć w trakcie biegu i przekazać np. swoim kibicom, lub owinąć sobie jakoś na nadgarstek.
Pamiętajcie też, aby jak najdłużej przed startem być jeszcze dobrze ubranym. Wiem, że kolejki do depozytów, potem do toalety, stres itd., ale jeżeli możecie to zabierzcie ze sobą na start jakąś starą koszulkę, którą zdejmiecie na kilka sekund przed startem i zostawicie ją tam już na dobre. Folia NRC, albo folie z ubiegłych biegów też się dobrze sprawdzą. Trzymają ciepło, a można je zdjąć tuż przed startem. Uwierzcie mi, to naprawdę pomaga ogrzać organizm (po co na starcie tracić już energię na dogrzanie się?), a to pomoże dobrze zacząć bieg.
START!
Pierwsze kilometry maratonu to miła i w miarę płaska prosta. Na początku na pewno będzie trochę chaosu i zamieszania. Będą wśród Was tacy, którzy zupełnie przepalą początek i zaczną o wiele za szybko (głupota, której będą żałować za kilometrem 30stym). Nie sugerujcie się tym, biegnijcie swoje tempo. Spokojnie, naprawdę. Wiem, że to nie jest łatwe, bo emocje buzują, każdy chce już biec i gnać do mety, ale spokojny początek gwarantuje przyjemniejszą drugą część biegu.
Potem skręt w Bułgarską (kibice i fani Lecha niech spojrzą na lewo, bo tam zaraz mijacie stadion który zresztą zobaczycie jeszcze drugi raz, o ile będziecie tam jeszcze cokolwiek widzieć ;)) ) i kolejne przyjemne, płaskie kilometry.
Następnie skręt w lewo i zupełnie nowy odcinek trasy, którego do tej pory jeszcze nie było. Tam też jest płasko i fajnie, miniecie poznańską Ławicę, czyli lotnisko i już lecicie (hehe,taka gra słów) znowu w stronę Junikowa. To będzie fajny odcinek,mocno zalesiony. Po Waszej prawej, w pewnym momencie zaczną się tereny cmentarza. I pyk, już pierwsza dyszka za Wami!
Tutaj jeszcze powinniście biec z uśmiechem na twarzy, raczej nie powinniście też czuć żadnego zmęczenia czy dyskomfortu. Jeżeli tu pojawia się już zmęczenie, to … przykro mi to pisać, ale prawdopodobnie zaczęliście za szybko. Ale nie ma co się tym stresować, maraton to wzloty i upadki, pamiętajcie o tym. To, że na dziesiątym kilometrze jest ciężko, nie oznacza, że na dwudziestym nie będzie super. Serio! Sprawdzone i przetestowane naście razy ;)
W tym roku nie startuję w Poznaniu, ale będę kibicować mojemu mężowi i to właśnie na około jedenastym kilometrze będziecie mogli mnie spotkać po raz pierwszy. Nie będę tam bardzo długo, ponieważ planuję się przemieszczać rowerem (a Marcin biega szybko), dlatego wybaczcie, jeżeli nie doczekam się Was. Pamiętajcie, że ciepło o Was myślę!
No ale z powrotem na trasę! Wy znowu będziecie na Grunwaldzkiej. Znany odcinek, również z poznańskiego półmaratonu. Lekko pod górkę, ale nieznacznie. Nie ma się czego bać.
Po długiej prostej, skręcacie w prawo i powoli zbliżacie się do Rataj. Zanim tam dobiegniecie czeka Was długa Hetmańska, która moim zdaniem bywa męcząca. Mam nadzieje, że będzie tam sporo kibiców. Rataje – dla mnie najmniej urokliwa część trasy – powinny szybko minąć, bo zaraz po prawej stronie zobaczycie piękne jezioro Maltańskie. I choć będziecie tam mieć już w nogach coraz więcej kilometrów, to przed Wami najfajniejsza część trasy.
Śródka, Warta i nagle kilometr numer trzydzieści. Świetnie, że wypada akurat w takim miejscu, gdzie na pewno będzie głośno od kibiców. Nie myślcie o żadnej ścianie, ona wcale nie musi się pojawić, a ten trzydziesty nie taki straszny jak go malują.
Na około 31. kilometrze spodziewajcie się po Waszej prawej stronie głośnego różowego dopingu. To nasza wspaniała ekipa KB, która będzie zagrzewać Was do dalszej, tej ostatniej już walki. Bierzcie od Dziewczyn tyle mocy, ile potrzeba. Zapewniam Was, że ten #pinkpower naprawdę jest niesamowity. ;)
I tak naprawdę już wbiegacie do najbardziej zielonej (a w zasadzie teraz żółto-pomarańczowej) części maratonu, tej również najbliższej mojemu sercu, czyli na Sołacz. Jestem przekonana, że tu będzie mnóstwo kibiców. Będzie pięknie i głośno. Przebiegniecie przez najbardziej malowniczy parku w Poznaniu, który teraz zachwyca kolorami. Będę tutaj też ja, choć nie wiem jak długo. Potem może spróbuję towarzyszyć Marcinowi już do mety.
Na Sołaczu zbierajcie energię od kibiców, bo czeka Was podbieg ulicą św. Wawrzyńca. Nie jest on bardzo stromy, ale się trochę ciągnie. Jestem jednak pewna, że jak dobrze rozłożycie siły, to nawet on Wam nie przeszkodzi. Jak tylko wbiegniecie “na górę” to przed Wami już prosty i przyjemny fragment. Znowu miniecie stadion (tym razem po prawej), a potem powrót na ulicę Grunwaldzką. Tam już bez niespodzianek, bez podbiegów, płasko i prosto.
Jestem przekonana, że tam doping będzie wielki, a metę już będzie powoli słychać. A potem… już tylko niebieski (chyba) dywan i upragniona META! Mam nadzieję, że dotrzecie tam w zdrowiu i z uśmiechem (oraz łzami) na twarzy.
Na te ostatnie dni przed startem mam jeszcze kilka wskazówek:
- wysypiajcie się teraz porządnie
- nie próbujcie w tym robić już nie wiadomo jakich treningów, to co mieliście zrobić, zrobiliście w ostatnich tygodniach
- jedzcie dużo węgli (zapraszam do zoffee na drożdżówkę! ;) )
- nawadniajcie się
- zaplanujcie nawadnianie i odżywianie na trasie
- nie stresujcie się i cieszcie tym startem, przecież wszyscy (no prawie) robimy to głównie dla przyjemności i dla nas samych.
Do zobaczenia!
A kto nie biegnie, niech wyjdzie na ulice i kibicuje głośno. Doping naprawdę czyni cuda!