Dobiegając wczoraj na nasz bieg noworoczny na Cytadeli miałam wrażenie, że dopiero witaliśmy rok 2017. Niesamowite, jak szybko minęły te miesiące. Czy to był dobry rok? Był na pewno bardzo biegowy i właśnie głównie na bieganiu skupię się w moim podsumowaniu.
Styczeń
O noworocznym spotkaniu biegowym wspomniałam wyżej. To dobry sposób na rozpoczęcie nowego roku, tak też zaczęłam 2017. Kilka dni później pojechaliśmy z przyjaciółmi na mały obóz biegowy do Szklarskiej Poręby. W górach znaleźliśmy zimę, śnieg, dobre humory i zrobiliśmy kilka naprawdę fajnych treningów. Po powrocie wystartowałam w czwartym już biegu cyklu Dziewicza Góra Biega, a tydzień później w Zimowym Forest Runie, który był tym razem naprawdę zimowy – świeciło piękne słońce i było sporo śniegu. To był dobry bieg, szczególnie dla Marcina, który zajął trzecie miejsce open. Również na czwartym City Trailu było biało, a to naprawdę w Poznaniu rzadkość. ;)
W styczniu przebiegłam 264,1 km.
Luty
Głównym wydarzeniem tego miesiąca był półmaraton w Barcelonie, do której wybraliśmy się ze znajomymi. Dobrze, że w ogóle poleciałam, bo kilka dni przed wylotem walczyłam z jakimś dziwnym zatruciem. Uratowała mnie puszka Coca Coli, która najwyraźniej wybiła całe zło w moim żołądku. Wsiadając do samolotu może nie czułam się najlepiej, ale w Barcelonie odżyłam i pobiegłam połówkę z całkiem przyzwoitym czasem. Kolejnymi punktami miesiąca była czwarta już Dziewicza Góra oraz kolejne treningi maratońskie na bieżni i długie wybiegania. Miesiąc zakończyłam morsowaniem w Bałtyku, co wspominam bardzo miło.
W lutym przebiegłam 240,1 km.
Marzec
To był dość ambitny miesiąc, miesiąc pierwszych „poważnych” startów. Najpierw odbył się szósty i ostatni bieg City Trail. Ku mojemu rozczarowaniu nie poprawiłam w zeszłym roku czasu na tym dystansie. W Dzień Kobiet zrobiłyśmy Wirtualny Bieg Kobiet, w którym pobiegło mnóstwo kobiet (i nie tylko). Choć był to bieg wirtualny, to dał nam mnóstwo energii. Kilka dni później Maniacka Dziesiątka, którą traktuję zawsze jako otwarcie wiosennych startów. To był naprawdę dobry bieg, który zakończyłam nową życiówką na tym dystansie. 45 minut nadal nie złamałam, ale dzięki temu jest przynajmniej cel na ten rok. ;) Po Maniackiej ostatnie szlify przed poznańską połówką, która z kolei była ostatnim testem przed wiosennym maratonem w Rotterdamie. W marcu zakończyły się moje dwa ulubione cykle – City Trail oraz Dziewicza Góra Biega. Miło było stanąć na podium i odebrać nagrodę w kategorii wiekowej za wszystkie biegi DGB. Last but not least – w ostatni weekend marca odbył się 10. PKO Poznań półmaraton. To wcale nie był lekki bieg, nie było też żadnej życiówki (choć czas był zadowalający), ale były dobre humory, dobra pogoda, towarzystwo Magdy i świetny czas Marcina.
W marcu przebiegłam 268 km.
Kwiecień
To był miesiąc maratonu w Rotterdamie. Na miejsce dolecieliśmy pełni optymizmu, zwarci i gotowi po długim okresie maratońskich przygotowań. Do dziś jakoś źle mi się mówi o tym maratonie. Po prostu coś wtedy nie zagrało. Życiówka poprawiona zaledwie o kilkadziesiąt sekund. Nie tego się spodziewałam po tak mocno przepracowanej zimie. Obraziłam się trochę na bieganie, ale postanowiłam jeszcze powalczyć i zobaczyć, czy z treningu maratońskiego da się poprawić wynik na dyszkę. Bieg Oshee, przy okazji Orlen Warsaw Marathon nie okazał się jednak szczęśliwym. Biegło mi się tam wyjątkowo ciężko i nie udało się poprawić czasu. Dobrze, że dzień później wyleciałam na urlop do Chin. Odpoczynek i przerwa (również od biegania) bardzo się przydały.
W kwietniu przebiegłam 206 km.
Maj
Mój ukochany miesiąc! Zaczął się od bardzo udanego Wings For Life World Run. Po raz kolejny w Poznaniu i po raz kolejny udało się poprawić wynik sprzed roku. W planach było 25 kilometrów, a uciekałam przed metą 25,77 km
To również ten miesiąc, w którym odbyła się druga edycja ultraHELp. Wyzwanie nie było łatwe – biegaliśmy od wschodu do zachodu słońca dookoła Rusałki. Przez ponad 15 godzin wybiegaliśmy 107 kilometrów, a dzięki Waszemu wsparciu i wsparciu wielu sponsorów zebraliśmy dla małej Ani ponad 18 tysięcy złotych. Satysfakcja po takim dniu jest ogromna i już nie mogę się doczekać trzeciej edycji biegu.
W maju przebiegłam 282,6 km.
Czerwiec
Czerwiec zaczęłam od wyjazdu do Zakopanego. Marcin startował w trzech biegach przy okazji Zakopiańskiego Weekendu Biegowego z Sokołem, ja pojechałam głównie jako kibic, ale postanowiłam wystartować w jednym z biegów, w biegu do Morskiego Oka. To dziesięć kilometrów pod górę. O dziwo biegło się naprawdę przyjemnie, a widok na mecie wynagrodził wszystko.
Czerwiec to również nocny półmaraton we Wrocławiu, który pokazał, że moja forma jest całkiem dobra. Pomimo braku konkretnych treningów udało się dobiec do mety z bardzo podobnym czasem, jak w poznańskim półmaratonie. Bardzo miło wspominam ten wypad do Wrocławia, bo naprawdę lubię to miasto.
Najważniejszym momentem tego miesiąca był nasz krótki i intensywny wypad do Włoch na Cortina Trail, czyli 48 kilometrów po przepięknych Dolomitach. To był naprawdę wspaniały bieg. Nic nie bolało, nic nie męczyło. Osiem i pół godziny czystej radości.
W czerwcu przebiegłam 243,9 km.
Lipiec
Na początku lipca odbył się TriCity Trail. Pakiet na ten bieg wygrałam w konkursie i choć wiedziałam, że odbędzie się on zaledwie dwa tygodnie po Cortinie, postanowiłam zrobić sobie przyjemne wybieganie po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym oraz połączyć te zawody z weekendem nad morzem. Niestety okazało się, że mamy mniej czasu niż myśleliśmy, więc cały wyjazd był krótki, trochę chaotyczny i męczący. Podobnie sam start. Organizacja była świetna, trasa piękna, ale od startu do mety biegło mi się ciężko. Dobrze, że ukończyłam ten bieg. ;)
Po tym starcie zaczęłam moje przygotowywania do wrześniowego maratonu w Berlinie. W ramach tego wystartowałam w półmaratonie w Chrzypsku Wielkim, który był idealnym długim wybieganiem. Mam wielki sentyment do tego biegu (Magda! Dziękuję, że mnie tam zabrałaś) i lubię tam wracać. W tym roku udało się znowu stanąć na podium i przywieźć do domu dwa kilogramy wędzonej sielawy! :D Ostatnim startem w lipcu był City Trail on Tour. To był niezwykle deszczowy bieg, miałam wrażenie, że cały czas biegniemy wodnymi kanałami, co widać na poniższym zdjęciu.
W lipcu przebiegłam 316,6 km.
Sierpień
To był miesiąc naprawdę ciężkiej pracy oraz rekordowego kilometrażu. Skupiłam się na treningach do berlińskiego maratonu. W tym miesiącu był tylko jeden start – Murowana Dycha. Bieg wspominam bardzo miło. Pobiegłam dobry czas, a przy okazji stanęłam na podium w mojej kategorii wiekowej.
W sierpniu przebiegłam 330 km.
Wrzesień
Na początku miesiąca był kolejny i zarazem ostatni start kontrolny przed Berlinem, czyli półmaraton w Pile. Był to dla mnie bardzo ważny start i do dziś mam niesmak, kiedy przypominam sobie błąd organizatorów – trasa była o 400 metrów za długa. Czas w Pile był prawie identyczny, jak czas w Poznaniu. Gdyby nie te dodatkowe metry prawdopodobnie padłaby życiówka, ale tu mogę już tylko gdybać. Postanowiłam nie denerwować się tym biegiem i pozytywnie myśleć o maratonie. Ostatnie treningi przed najważniejszym startem tego roku szły zgodnie z planem, dzięki czemu również moja głowa była gotowa na kolejne starcie z królewskim dystansem. A sam maraton? Oj, z tym biegiem nadal mam tyle pozytywnych emocji, że mogłabym przygotować drugi wpis. To był perfekcyjny maraton, na którym zarówno Marcin, jak i ja poprawiliśmy swoje czasy o kilka minut. Ten start dał mi niesamowicie dużo motywacji do dalszego trenowania i biegania.
We wrześniu przebiegłam 272,1 km.
Październik
Po maratonie pojechaliśmy na wakacje do Włoch. Zasłużyliśmy na kilka dni słońca, morza, dobrego jedzenia i odpoczynku od rygoru treningowego ostatnich tygodni. To był piękny czas. Po powrocie wystartowałam w Biegu Piotra i Pawła, ale nie był to już dla mnie żaden ważny bieg. Najwyraźniejj jednak urlop dobrze mi zrobił, bo czas na mecie był całkiem przyzwoity i po raz kolejny stanęłam na podium w mojej kategorii wiekowej. Październik to oczywiście miesiąc poznańskiego maratonu. W tym roku uczestniczyłam w nim w roli kibica, co bardzo lubię. Przebiegłam również kilka kilometrów z Izą, dzięki czemu poczułam świetny klimat tej imprezy. Niesamowite, że październik to również pierwszy bieg nowego sezonu City Trail oraz kolejna Dziewicza Góra. Lubię te imprezy i miło było znowu na nie wrócić.
W październiku przebiegłam 214,8 km.
Listopad
Listopad zaczęłam pierwszym od maratonu w Berlinie dłuższym wybieganiem. Dość spontanicznie zdecydowałam się również na start w biegu na 5 kilometrów, który organizowany był przy okazji Duathlonu w Puszczy Zielonce. Pierwszy (i prawdopodobnie ostatni?) raz ukończyłam zawody biegowe jako druga kobieta open. Marcin, który wystartował tam pierwszy raz w duathlonie, ukończył zawody również na drugim miejscu open. Ponadto w listopadzie zorganizowałyśmy nasz kolejny Wirtualny Bieg. Tym razem był to bieg „na szóstkę”, z okazji szóstych urodzin naszego bloga. Jak co miesiąc był oczywiście kolejny City Trail, kolejna Dziewicza Góra oraz jeszcze jeden start – Bieg Niepodległości w Poznaniu. I choć ten listopad (jak zresztą chyba każdy) był wyjątkowo szary, to o dziwo minął naprawdę szybko.
W listopadzie przebiegłam 193,7 km.
Grudzień
Ostatni miesiąc tego roku rozpoczęłam w słonecznym Tel Awiwie. Jestem zachwycona tym miejscem i obiecuję, że niedługo dokończę wpis o tym wyjeździe. W Izraelu było naprawdę ciepło, więc korzystając z promieni słonecznych biegaliśmy codziennie wzdłuż morza. Tuż po powrocie kolejna Dziewicza Góra (udało się zrobić życiówkę na tej trasie!) oraz tydzień później City Trail, który (mam nadzieję, że ze względu na warunki) nie był specjalnie udanym biegiem.
Już naprawdę zupełnie ostatnim startem w 2017 roku był Bieg Powstania Wielkopolskiego. O samym biegu napisałam dość długi post na naszym fanpage, więc zapraszam na Facebooka. Poza moimi uwagami był to udany bieg. Niestety ciężko mi powiedzieć, jaki uzyskałam czas, ponieważ dystans (miało być 10 km) był krótszy o 700 metrów. Udało się jednak zająć pierwsze miejsce w mojej kategorii wiekowej, co oczywiście było miłym pożegnaniem 2017 roku.
W grudniu przebiegłam 249,1 km.
***
I tak oto przebiegliście ze mną 3081 km. To właśnie tyle udało się wybiegać w zeszłym już roku. To były dobre biegowe miesiące. Udało się uniknąć poważnych kontuzji, udało się wystartować w pięknych biegach. Udało się poprawić czas na dystansie dziesięciu kilometrów oraz na dystansie maratońskim. Ten sukces cieszył chyba najbardziej, bo pokazałam sobie, że warto ciężko trenować.
To był rok udanych podróży, nowych znajomości, przygód oraz wielu emocji. Życzę sobie, aby 2018 był równie udany pod względem biegowym. Póki co zaplanowany jest tylko wiosenny maraton, do którego już zaczęłam się przygotowywać. O treningach będę pisać tu na bieżąco.
Życzę Wam szczęśliwego nowego roku i do zobaczenia na ścieżkach biegowych!
Drogi 2018, jestem gotowa! ;)
Przeczytałam z przyjemnością, gratuluję!
Dzięki i do szybkiego zobaczenia! 😉
Jaki maraton planujesz ?
Wiedeń 😌