To niesamowite, że dziś już ostatni dzień listopada. To przecież ten miesiąc, za którym nie przepadam, który się strasznie ciągnie, w którym dopada mnie jesienna chandra. Na początku miesiąca obiecałam sobie, ze znajdę sobie tyle zajęć (tak tak, między innymi nasze spotkanie urodzinowe!), aby nie dać się jesiennej depresji. I chyba całkiem nieźle się udało, choć nie będę ukrywać że dni pod tytułem „nie chce mi się – chcę spać – zostaw mnie w spokoju” również były.

Biegowo był to miesiąc roztrenowania i luzowania. Nie było to dla mnie łatwe, bo źle mi się żyje bez biegania. Jednak organizm domagał się przerwy. I tak wyszło, że w jednym tygodniu nie biegałam wcale, w drugim zmniejszyłam ilość kilometrów o 40 (czyli zrobiłam w tygodniu 20 kilometrów) W tym, który właśnie minął biegałam już regularnie, ale również kilometrów było mniej. Poza tym od trzech tygodni nie zrobiłam w weekend długiego wybiegania, najdłuższy mój weekendowy bieg miał 13 kilometrów.

Całość w listopadzie wyszła o 100 km mniejsza, niż w ostatnich trzech miesiącach, ale tak miało właśnie być. Robotem nie jestem i nie umiem biegać ciągle na pełnych obrotach. Zmniejszenie kilometrażu było naprawdę potrzebne. Moja stopa (pięta?) na szczęście przestała już boleć, choć dziś znowu się odezwała. Dlatego też wizyta u fizjoterapeuty jest w planach.

Listopad był miesiącem odkrycia nowych treningów, na które teraz chodzę regularnie. W poniedziałki są treningi funkcjonalne na świeżym powietrzu prowadzone przez Tomka Żurawskiego, a organizowane przez sklep Natural Born Runners. Uwierzcie mi, że te treningi naprawdę potrafią zmęczyć, a zakwasy czuję czasami nawet do czwartku (choć ostatnio coraz mniej – czyżby mięśnie były już wyćwiczone? ;) ). We wtorki chodzę na aqua aerobik, podczas którego jest też sporo elementów aqua joggingu. A od dwóch tygodni, w piątki ćwiczę na taśmach TRX. To dopiero wysiłek, ale bardzo spodobały mi się te ćwiczenia. Wzmacniają ciało, a to przecież bardzo ważne podczas biegania, nie zapominajmy o tym! Poza tym były krótkie, ale szybkie zawody City Trail (tego biegu nie umiem sobie odpuścić!) oraz przełamałam mój lęk i wystartowałam w zawodach na Dziewiczej Górze. Ja naprawdę się tej góry bałam, ale udowodniłam sobie, że jest ona do pokonania. ;) Wczorajszy Bieg po Ciacho organizowany przez ekipę z biegi.wlkp, to osiem kilometrów po pięknym lesie w Puszczykowie, do którego lubię wracać. Pięknie tam było i równie pięknie się tam biegło, choć nie ukrywam, że się zmęczyłam. Dzisiaj chciałabym jeszcze pójść potruchtać, aby wykorzystać piękne słońce, bo mimo wiatru i chłodu dzień jest całkiem przyjemny. I tak zakończę listopad.

W grudniu chciałabym już powrócić do moich regularnych treningów i niedzielnych długich wybiegań. Nic tak dobrze nie wpływa na moje zdrowie fizyczne (przynajmniej taką mam nadzieję ;)) i psychiczne, jak właśnie długie, spokojne kilometry.

Mam nadzieję, że Wam również listopad minął dobrze, niech grudzień będzie jeszcze lepszy!