Wolontariat – myślałam o tym już od dawna. Dlatego nie zastanawiałam się zbyt długo, gdy pojawiła się taka okazja. Wiedziałam, że Zimowy Ultramaraton Karkonoski będzie idealnym biegiem, aby zobaczyć jak to wszystko wygląda z drugiej strony.

Agnieszkę i Anię, organizatorki biegu znam nie od dziś. To przecież również organizatorki Forest run, w którym tak chętnie biegam. Poza tym ZUK, to góry, to świetni ludzie i wspaniała atmosfera. Słyszałam tyle dobrego o tym biegu, że chciałam stać się jego częścią.

Wszystko zagrało. Mama zaopiekowała się zwierzyńcem, więc nie musiałam myśleć o tym, czy Wiki dostała swoje lekarstwo, Rafał zaoferował wspólną podróż, a dobry szef pozwolił na dwa dni wolnego. ;) Do Karpacza dotarłam w środę w nocy, a od czwartku już działaliśmy, bo było naprawdę sporo do zrobienia. Najpierw czasochłonne i prawie całodniowe przygotowanie sali, następnie „taśma produkcyjna” i przygotowanie pakietów startowych (zarówno dla zawodników, jak i wolontariuszy) i tak do około 1 w nocy. Oczywiście były przerwy. Jedną z nich wykorzystałam na krótki trening po górach. Zrobiłam tylko (a może aż?) 8,5 kilometrów, ale dawno się tak nie zmęczyłam. Bieg pod górkę, a następnie z górki w świeżym śniegu sięgającym momentami do kolan, to dla mnie naprawdę wymagające warunki. Kiedy zmęczona po treningu wsiadłam do samochodu uświadomiłam sobie, że 53 kilometry po górach to naprawdę poważna rzecz i nabrałam do ZUKa jeszcze większego szacunku.

ZUK_1

Piątek był też bardzo intensywny. Na miejsce zjeżdżało się coraz więcej wolontariuszy (była nas ponad setka!), ale i zadania mnożyły się w ekspresowym tempie. Tempo od rana było dość szybkie, zadań kilka, a od godziny 14:00 siedziałam w biurze zawodów i wydawałam pakiety. Wiecie, że to wcale nie jest takie łatwe? Trzeba się naprawdę skupić, aby wszystko wydać, o wszystkim poinformować i zebrać wszystkie potrzebne podpisy. Im bliżej wieczoru, tym więcej zawodników zjeżdżało się na miejsce. Również w samym biurze zawodów działo się coraz więcej, ale atmosfera była świetna, było dużo pozytywnej energii. Spotkałam wielu moich znajomych z różnych części Polski, co bardzo mnie cieszyło.

W biurze siedziałam do godziny 20:00. Chwilę później ruszyliśmy, by dostać się do schroniska na Hali Szrenickiej, gdzie w sobotę obsługiwaliśmy pierwszy punkt żywieniowy (był to 7 km biegu). Sama wycieczka zaczęła się oczywiście od przygód – braliśmy udział w akcji wyciągania samochodu (nie naszego, a pana który nagle wyszedł z lasu i poprosił nas o pomoc :D), który zakopał się w śniegu. Po dobrych czterdziestu minutach mogliśmy w końcu ruszyć. Czekało nas około siedem kilometrów ciągłego podchodzenia pod górę, z plecakami, z padającym śniegiem i tylko w blasku czołówek. Dookoła cicho i spokojnie, miało to wszystko w sobie coś magicznego, choć przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy my w ogóle kiedykolwiek dotrzemy na miejsce. Dotarliśmy, chwilę przed północą.

ZUK_2

ZUK_3

Sobota, 6:00 pobudka. Szybkie śniadanie i czas było zabrać się za przygotowanie. Trzeba było przygotować miejsce, odśnieżyć taras, pokroić pomarańcze, banany, podzielić czekoladę na małe kawałki, przygotować wodę, izotonik i (najważniejszą chyba tego dnia) ciepłą herbatę. Do zrobienia sporo, ale wystarczył zgrany zespół i wszystko poszło błyskawicznie. Rozstawiliśmy leżaki, puściliśmy muzykę i przygotowaliśmy dla biegaczy „Szrenica Beach Bar”. :) Warunki na dworze nie rozpieszczały i raczej nie miały zbyt wiele wspólnego z beach barem… Widoczność bardzo słaba, wiało i było naprawdę sporo śniegu. Trochę było mi żal biegaczy, bo wiedziałam, że to nie będzie łatwy bieg. Z drugiej strony ultrasi, to przecież osoby z silnymi charakterami. Tak czy inaczej, widząc te zimowe warunki jeszcze bardziej czekałam na moich znajomych, których tak wielu było na trasie.

Nasza wesoła ekipa
Wesoła ekipa „Szrenica Beach Baru”

Około godziny 8:20 przybiegł pierwszy biegacz, Bartosz Gorczyca. Pojawił się dość niespodziewanie. Po cichu wpadł do środka, zjadł coś, napił się herbaty i szybko wyruszył dalej. Chwilę po nim zaczęły przybiegać kolejne osoby. Najpierw pojedynczo, potem były dwie duże fale biegaczy. A wśród nich moi znajomi (kolejność przypadkowa): Benek, Bartek, Andrzej, Grzesiu, Bela, Błażej, Krasus, Żurek, Michał, Karolina, Piotr, Justyna. Znajomi czy nieznajomi, z każdym starałam się chwilę porozmawiać. Pytałam, czy wszystko w porządku, podawałam herbatę, która była chyba najbardziej potrzebna. Przemiła atmosfera, dużo uśmiechów i naprawdę dobra energia. Tak fajna, że nie wiem kiedy zdążyli przebiec wszyscy biegacze. Byliśmy przekonani, że kolejni jeszcze w drodze, ale nagle na horyzoncie pojawiły się osoby zbierające oznaczenia z trasy. Okazało się, że to koniec. Można było zwijać punkt żywieniowy.

ZUK_4
Zbigniew (znający KB) poprosił o selfika. :)

Zamknięcie Szrenica Beach Baru poszło nam bardzo sprawnie. Potem spacer w dół (nareszcie zobaczyłam trochę gór, piękne zimowe widoki!) i po dotarciu do samochodu ruszyliśmy na metę, gdzie na każdego z nas czekały kolejne zadania. Na mnie czekało wręczanie medali. Wspaniale, nie mogłam się tego doczekać. Na metę zdążyłam dotrzeć przed Bartoszem Gorczycą, który wygrał bieg i ukończył go z fenomenalnym czasem (5h17). I tak spędziłam kolejne pięć godzin czekając na zawodników. Mimo, że sama nie biegłam, to czułam emocje każdej zbliżającej się do mety osoby. Coś niesamowitego. Na twarzach widać było zmęczenie, ale przede wszystkim wielką radość i satysfakcję. Witanie tych wszystkich bohaterów było dla mnie dużym zaszczytem. Cieszę się, że mogłam tam być.

Foto: sportowezary.pl
Foto: sportowezary.pl

Foto: bikelife.pl
Foto: bikelife.pl
Foto: Jacek Deneka / UltraLovers
Foto: Jacek Deneka / UltraLovers

Choć te cztery dni spędzone w Karkonoszach były bardzo intensywne, to dla tych emocji i miłych chwil naprawdę było warto. Jeżeli macie okazję spróbować się w roli wolontariusza na biegu, to nawet się nad tym nie zastanawiajcie. Fajna jest świadomość, że mogłam komuś pomóc i dołożyć swoją cegiełkę do tak fantastycznego wydarzenia jakim jest ZUK. Nie umiem opisać tego, co poczułam, kiedy stojąc z pozostałymi wolontariuszami na scenie, usłyszeliśmy głośne „DZIĘKUJEMY” od wszystkich zawodników. Takich momentów się nie zapomina. #collectmomentsnotthings

Foto: Bikelife.pl
Foto: bikelife.pl

Agnieszce i Ani należą się raz jeszcze ogromne gratulacje za ten bieg i za to, że to wszystko (w tym nas) tak profesjonalnie ogarniają. Jesteście niesamowite! Oczywiście gratuluję też wszystkim Biegaczkom i Biegaczom. Dziękuję całej Ekipie, którą miałam okazję poznać oraz moim znajomym, których tam spotkałam, za wspólny czas. Odpoczęłam od codzienności i uśmiałam się za wszystkie czasy (tu szczególne podziękowania dla pokoju 118 ;) ).

I wiecie co? Postanowiłam, że kiedyś i ja wystartuję w Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim. To ja będę walczyć na trasie, a ktoś będzie czekał na mnie z herbatą oraz z pięknym medalem na mecie. Wystartuję, kiedy poczuję się gotowa. Jednak jak dobrze wiecie lubię czwórkę, a za rok czwarta edycja biegu, więc kto wie, kto wie…

ZUK_9