Mój udział w I Nocnym Półmaratonie wrocławskim nie był zaplanowany. Kiedy parę tygodni temu pojawiła się w mojej głowie myśl, aby wziąć w nim udział, zorientowałam się, że limit miejsc został już wyczerpany. Pojawiła się jednak okazja, którą był konkurs zorganizowany na Facebooku. Postanowiłam spróbować mojego szczęścia i wysłać wiadomość z odpowiedzią. Zaledwie parę dni później okazało się, że się udało i wygrałam.
W sobotę około godziny 11:00 wyruszyłam w drogę, wspólnie z Agnieszką i Maciejem. Sympatyczna podróż w dobrym towarzystwie, mimo paru objazdów i kiepskiej drogi krajowej minęła dość szybko. Prosto z trasy udaliśmy się na stadion olimpijski, na którym znajdowało się biuro zawodów, aby odebrać pakiet startowy. Wszystko poszło dość sprawnie. Każdy biegacz otrzymywał imienny numer (mój, jako że był on z puli konkursowej imienny nie był), koszulkę biegową, bon na posilek regeneracyjny oraz resztę pakietu startowego, czyli plastikowa siatka z dużą ilością ulotek, gąbką oraz workiem. Sama okolica startu była już przygotowana, były oznaczenia stref czasowych i bardzo skromne targi biegowe. Po odebraniu pakietów i spotkaniu paru biegowych znajomych postanowiliśmy pojechać do centrum, aby dostarczyć organizmowi odpowiednią dawkę węglowodanów. Wiedząc, że o godzinie 20:00 czekają nas zawody, musieliśmy oczywiście zwrócić uwagę na to, co zjemy i o której, aby podczas biegu nie było żadnych problemów. Pogoda we Wrocławiu mimo moich obaw okazała się znośna. Było ciepło, ale nie było tak wysokich temperatur, jakie panowały parę dni temu, dlatego naprawdę coraz bardziej cieszyłam się na bieg. Pomimo tego, że na codzień głównie biegam wieczorami, jeszcze nigdy nie startowałam w zawodach o tak “późnej” porze.

Jeszcze przed startem…

Na stadion dotarliśmy chwilę po godzinie 19:00. Biegaczy było coraz więcej, pojawiła się coraz większa adrenalina. Spotkaliśmy się z pozostałą grupą z Poznania, porozmawialiśmy chwilę, aby po chwili wyruszyć i ustawić się w odpowedniej strefie czasowej. Ustawiłam się w tylnej części grupy “1:20 – 1:56”, z nadzieją, że uda się dobiec na metę poniżej 2h. Równo o godzinie 20:00 … no właśnie, nie stało się nic. Dudniła muzyka z głośników, biegacze grzecznie czekali na start. Początkowo nikogo to nie dziwiło, a humory nadal dopisywały. 

…była radość na twarzach. Tu z Alicją :)
Około godziny 20:30 organizatorzy podali komunikat, który usłyszały tylko pierwsze rzędy, my dowiedzieliśmy się już od innych biegaczy. Okazało się, że start został przesunięty i “prędzej niż o godzinie 21:00” nie wyruszymy. Jakże precyzyjne określenie godziny wzbudziło we mnie pewne obawy, starałam się jednak tłumaczyć to sobie, że przeciez mieliśmy biec nocny półmaraton. Biegacze powrócili do strefy czasowych około godziny 21:00, muzyka nadal dudniła z głośników, komary zaczęły gryźć, a nastroje były coraz bardziej nerwowe.

Parę minut przed startem

coraz bardziej znudzony tłum, czekający na dalsze informacje

O pojawiającym się głodzie i bolących od stania nogach nie wspomnę. Decyzja organizatorów o przesunięciu startu o kolejne 40min została wygwizdana. Dotarły do nas informacje, że limit trasy został skrócony do 3 godzin, juz wtedy zaczęłam podejrzewać, że I nocny półmaraton nie będzie miał okazji stać się pierwszym. Tak też się stało. Chwilę po zapaleniu się latarni usłyszeliśmy komunikat, z którego zapamiętałam tylko “i dlatego nie możemy narazić biegaczy na niebezpieczeństwo”. Cztery tysiące zawiedzionych i złych biegaczy po raz kolejny wygwizdało decyzję organizatorów. Powoli zaczęło do mnie dochodzić, że własnie odwołano bieg, na któty tak się cieszyłam. Zaczęliśmy iśc w stronę startu (czyli też wyjścia),  gdy po chwili zorientowałam się, że wszyscy biegną. Zabawne uczucie, kiedy nie wiesz, co się tak naprawdę dzieje. Może źle zrozumieliśmy? Czy bieg się jednak odbywa? Czy biegniemy tylko parę metrów, aby potem się rozejść? Nie wiedziałam nic, ale biegłam za tłumem. Biegacze opanowali miasto. Policja, która ponoć nie wyraziła zgody na bieg stała i zabezpieczała bieg. O co chodzi? O co biega? Nie było czasu na wyjaśnienia, biegliśmy dalej, powoli orientując się (nie było punktów żywieniowych, gdyż zostały one parę minut wcześniej sprzątnięte, co zauważyła znajoma, która kibicowała na trasie), że bierzemy udział w nielegalnym nocnym półmaratonie.
Kibice byli świetni, stali i dopingowali, mimo że bieg został odwołany. Wielokrotnie usłyszeć można było hasła w stylu “nie dajcie się dogonić!”, “biegnijcie dalej”, czy “uciekajcie zanim Was dogonią”. To było naprawdę cudowne! Było ciepło, ale biegło się bardzo dobrze. Początkowo jeszcze normalnie ulicami, potem jednak coraz bardziej bieg uliczny stał się biegiem chodnikowym. Po ponad 9 kilometrach dobiegliśmy do momentu, w którym trasa przestała prowadzić ulicą, zaczęły się tory tramwajowe, chodniki, kamienie. Możliwe, że był to tylko fragment, ale tutaj stwierdziliśmy, że mimo sił, zakończymy bieg.

Zejście z trasy – mimo, że nie był to taki “prawdziwy” półmaraton, było dziwnym uczuciem. Chciałam przecież wyruszyć, aby dobiec do mety. Miał być kolejny pokonany półmaraton i medal. Nie było. W drodze do hotelu biegacze jeszcze parokrotnie nas mijali. Uparcie biegli chodnikami w stronę mety. W mojej głowie pojawiały się same niecenzuralne słowa oraz różne myśli. Było mi najzwyczajniej w swiecie żal. Jak później przeczytałam, impreza została odwołana ze względu na niewystarczające zabezpieczenie trasy w dwóch lub trzech fragmentach. JAKIM CUDEM policja sprawdza oznaczenie trasy na chwilę przed rozpoczęciem imprezy? Skoro organizatorzy wiedzieli, że dwa miejsca są niewystarczająco zabezpieczone, dlaczego nie zareagowali wystarczająco szybko? A może już wcześniej było wiadomo, że bieg się nie odbędzie? Z drugiej strony, jak to możliwe, że impreza, na którą zwiększonoilość miejsc startowych nie była wystarczająco zabezpieczona? Takich pytań mam w głowie bardzo dużo. Nie jestem zła, jest mi zwyczajnie przykro, ponieważ zapowiadało się, że będzie to kolejna,  bardzo dobra impeza biegowa. 

Jest niedzielny poranek, siedzę w pociągu powrotnym do domu (za który raczej zwrotu pieniędzy nie dostanę), a ja nadal mam w sobie spory żal, pomimo że ten nielegalny bieg miał w sobie coś niesamowitego. Szkoda w sumie, że po 9 km go skończyliśmy.

Nocny Wrocław
Bardzo poranna wizyta na dworcu głównym. To był intensywny dzień!

Szanowni organizatorzy!

 Przykro mi to powiedzieć, ale obawiam się, że będziecie musieli się mocno postarać, aby na nowo odzyskać zaufanie tak dużej rzeszy biegaczy. Wrocławski półmaraton pozostawił po sobie niesmak, niestety. Wszystkim wytrwałym, nielegalnym biegaczom, którzy dobiegli do mety gratuluję, a przede wszystkim wrocławskim kibicom należą się brawa za doping.