Jest czwartkowy wieczór. Niedawno wróciłam z treningu, jednego z tych ostatnich trudnych. Patrzę na mój plan treningowy i wierzyć mi się nie chcę, że większość już za mną.
Te dwanaście tygodni treningów wcale nie były łatwym okresem. Były wzloty i upadki i przez pierwszą połowę tych upadków było chyba więcej. Sama nie wiem, co się działo w lipcu, ale miałam wtedy jakiś totalny spadek mocy i przede wszystkim motywacji. Nawet najlżejszy trening był dla mnie problemem. Kilometry się dłużyły, treningi nie wychodziły tak jak powinny, a wtedy głowa strajkowała. A może było na odwrót? Głowa strajkowała i dlatego nic nie szło? Nie wiem, ale wiem jedno – to był dziwny i ciężki czas. Non stop marudziłam na treningach. Marcin to potwierdzi. ;) W pewnym momencie przestałam wierzyć w to, że uda się cokolwiek zrobić do maratonu. Na szczęście w sierpniu coś w końcu zaskoczyło. Powróciła motywacja, chciało mi się iść na trening. Powoli wszystko wychodziło tak, jak miało być. I nawet te najtrudniejsze treningi zaczęły znowu sprawiać radość.
Potem przyszedł czas na starty kontrolne – najpierw Murowana Dycha, podczas której udało się zająć drugie miejsce w mojej kategorii wiekowej, a następnie półmaraton w Pile. Gdyby nie błąd organizatorów i to, że trasa była o kilkaset (mój zegarek pokazał dystans 21,59 km) metrów dłuższa, to prawdopodobnie zrobiłabym życiówkę na tym dystansie. Pewności nie mam, ale bieg ukończyłam z czasem 1:43:26, co jest niecałe dwie minuty gorzej od życiówki. Szkoda, że tu mogę tylko gdybać. Ten wynik by jeszcze bardziej pomógł głowie przygotować się na Berlin.
W ramach przygotowań, oprócz biegania chodziłam dwa/ trzy razy w tygodniu do Endorfitu na trening uzupełniający (trening na pasach, trening interwałowy, stabilizacja oraz trening mięśni głębokich). W sierpniu zrobiłam też rekordową ilość kilometrów – miesiąc zamknęłam z 330 wybieganymi kilometrami. Sporo, ale wszystko robione z głową i zgodnie z planem. Nie czuję ani spadku formy, ani braku sił, ani żadnej kontuzji.
Ostatni tydzień wyszedł bardzo dobrze, wszystkie treningi zrobiłam zgodnie z założeniami. Dzisiejsze bieganie na bieżni – oczywiście musiało wiać, a na ostatnich dwóch kilometrach padać – sprawiło mi dużo radości i dało dużo satysfakcji. Uwielbiam to uczucie, gdy wracam do domu po ciężkim treningu. Zrobionym treningu. ;)
Teraz przede mną już te spokojne dni. Czas się wyspać, wyciszyć, lekko pobiegać, skupić na dobrej diecie, na śnie i na przyszłej niedzieli.
Nie wiem, co to tam będzie w tym Berlinie, ale oglądałam dziś kilka filmików z tego maratonu i wiem, że cieszę się na ten bieg. W końcu to będzie 44 (!) edycja maratonu, więc liczę na to, że będę ją wspominać wyjątkowo miło. O tym jak było przeczytacie na pewno na blogu w mojej następnej relacji.
***
A skoro to jest wpis o maratonie, to mamy dla Was maratoński konkurs. Mamy jeden pakiet na 18. PKO Poznań Maraton i chętnie oddamy go w dobre nogi. Tu mała prośba, aby w konkursie wzięły udział te osoby, które faktycznie z tej nagrody skorzystają. Przykro byłoby, gdyby przepadła niewykorzystana.
A co trzeba zrobić?
Wytypujcie mój czas, w jakim ukończę 24. września maraton w Berlinie. Osoba, która jako pierwsza poda prawidłowy wynik (lub będzie najbliżej) otrzyma od nas pakiet. Wasze typy wpisujcie proszę (w formacie hh:mm:ss) na Facebooku, pod tym wpisem. Można typować do niedzieli 24.09., do godziny 9:15. Zwycięzcę podamy w niedzielę 24.09. wieczorem, lub w poniedziałek 25.09. rano. To zależy od tego, jak bardzo będę zmęczona. ;)
Aha, mała podpowiedź. Moja aktualna życiówka na dystansie maratońskim, którą wybiegałam sobie w kwietniu w Rotterdamie, to piękne okrągłe 3:40:00.
POWODZENIA WAM i TRZYMAJCIE ZA MNIE KCIUKI!!!