Autor: Zosia
Rok 2013 to kolejne dwanaście miesięcy wyzwań biegowych i nie tylko.  Mimo, że należę do dość zorganizowanych osób, nie potrafię z góry zaplanować całego roku pod kątem imprez biegowych. W tej kwestii lubię działać spontanicznie.
Na początku zeszłego roku miałam zaplanowane tylko dwa zawody – maraton
w Barcelonie oraz w Berlinie. Na pozostałe biegi, których było dość sporo, zapisywałam się na bieżąco, bez większego planowania.
Na dzień dzisiejszy zaplanowane (czytaj opłacone) mam cztery biegi. Pierwszy to Maratona di Roma. To kolejny z  moich „biegów marzeń”. Uwielbiam Włochy! Kiedyś wspólnie z tatą stwierdziliśmy, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Jest tam morze i piękne plaże, są góry,  jest piękny język którego z zapałem uczę się już od sześciu lat, jest pyszna pasta oraz wyborne espresso. Rzym to miasto, do którego uwielbiam powracać, ma niesamowity klimat. Udział w maratonie był prezentem świątecznym od mojego brata – znowu strzał w dziesiątkę, a może lepiej powiedzieć tutaj, że strzał w czterdziestkę dwójkę? Maraton odbędzie się już 17 marca, a trasa podobno nie należy do najłatwiejszych (tak słyszałam)- dużo tam podbiegów i kostki brukowej. Wymagająca, ale zahaczająca o najpiękniejsze miejsca i zabytki Rzymu, dlatego nie planuję marcowej życiówki. Chcę jak najwięcej zapamiętać z tego biegu. Chcę biec i cieszyć się jego każdym kilometrem! Treningi już rozpoczęłam. Nie straszne mi mrozy, śniegi i krótkie dni – kiedy jest jakiś cel, gdy jest TAKI cel, wtedy naprawdę się chce.


Trzy tygodnie później w planach półmaraton w ukochanym Poznaniu. Bieg, który ominął mnie w zeszłym roku ze względu na maraton w Barcelonie, w tym roku zapowiada się niezwykle obiecująco. Nie tylko dzięki wymarzonemu numerowi startowemu – 4444(Mateusz! Dziękuję!) ale również dlatego, że pobiegnie w nim bardzo wielu moich znajomych oraz przede wszystkim mój brat, który przyjedzie na bieg specjalnie z Kolonii. Mam oczywiście pewne oczekiwania co do czasu, z jakim chciałabym ukończyć bieg, jednak chyba nie chcę o tym pisać, bo boje się, że zapeszę. Jak się uda, to na pewno się o tym dowiecie.
Kolejny zaplanowany bieg, do którego mam nadzieję, że dołączy Magda (pamiętaj! czekam na Ciebie) to maraton w Pradze, który odbędzie się 12 maja.  Tak, to drugi prezent świąteczny od mojego brata. Przeszło to najśmielsze moje oczekiwania, gdy sprawdziłam tajemniczą skrzynkę pocztową, założoną przez niego,
a tam maile z potwierdzeniami zgłoszenia na te dwa europejskie maratony. Niesamowite były moje odczucia – ogromna radość, ale równocześnie strach. Marzec i maj miesiące tak blisko siebie, dwa maratony w przeciągu dwóch miesięcy- czy dam radę, czy dla mnie to nie za mało czasu przerwy pomiędzy biegami? Liczę na to, że nie. Cieszę się niesamowicie! Kocham maj, to mój ulubiony miesiąc. W Pradze jeszcze nigdy nie byłam, więc myślę, że będzie to kolejny bieg z cyklu „balsam dla oka i duszy” (może niekoniecznie dla ciała…).
Czwarty i ostatni bieg, który jest opłacony i tym samym już na fest zaplanowany w moim biegowym kalendarzu, to 40. Berlin Marathon. Ponownie będę mogła jedną z najszybszych tras maratońskich, tym razem z Magdą u boku lub
z przodu. Mam nadzieję, że będzie towarzyszyć równie piękna pogoda, jaka była tego dnia w 2012 roku.
To cztery biegi, które na pewno mam w planach. Do tego dojdą również udziały w biegach na 5 km, na 10km, półmaratony (zapewne Tarnowo Podgórne, Piła, Kościan). Jak pisałam na wstępie – tutaj pozwolę sobie na trochę spontaniczności, gdyż te wybory należą najczęściej do moich najlepszych.