Processed with VSCOcam with x1 preset

Długo przymierzałam się do napisania tej notatki. Powroty są trudne. Większość z Was wie, że byłam w ciąży, a od miesiąca jestem mamą małego Leona. Ciąża i poród były dla mojego organizmu i ciała sporym wyzwaniem. Skłamałabym, gdybym napisała, że był to łatwy i beztroski czas, a ja oddawałam się przyjemnościom czytania poradników dla młodych mam oraz wybierania niebieskich ubranek. W rzeczywistości niemal do rozwiązania pracowałam,  skończyłam studia, napisałam i złożyłam pracę magisterską (którą pod koniec września bronię). Końcówkę ciąży byłam zmuszona spędzić w łóżku, co przy lipcowych upałach nie było przyjemne.

Nie do końca zgadzam się z porównaniem porodu do maratonu. Mam za sobą i jedno i drugie i choć mają ze sobą wiele wspólnego, to bólu porodowego chyba nie da się porównać do tego towarzyszącemu maratonowi. Choć mam dość wysoki próg bólu, to ten zdecydowanie wykraczał poza znaną mi skalę. Za to finisz jest zdecydowanie taki sam: koktajl adrenalinowo- endorfinowy przyprawiony dumą i szczęściem. Zamiast medalu i maratońskich honorów otrzymujemy rozkosznego bobasa. 

W swojej naiwności i niewiedzy myślałam, że już tydzień po porodzie wskoczę w buty biegowe i zacznę truchtać. Tak niestety nie jest. Pierwszy krótki spacer był dość nieprzyjemnym przeżyciem. Ciało potrzebuje czasu, żeby dość do siebie. Mi po porodzie oprócz dodatkowych kilogramów pozostała anemia i rozstrojona tarczyca, więc o powrocie do poważnego biegania na razie nie ma mowy. Obecnie staram się wydłużać dystans marszów z wózkiem do 7-10 kilometrów. Myślę, że to dobra uwertura do pierwszych truchtów. 

Ciało po porodzie może być zaskoczeniem, zwłaszcza gdy u początku ciąży było wysportowane. Mam szczęście bo udało mi się uniknąć rozstępów na brzuchu. Nie wiem, czy to zasługa fanatycznego wsmarowywania kremów i olejków dwa razy dziennie, czy geny. Będę jednak musiała sporo popracować, aby brzuch wrócił do stanu sprzed ciąży, ale podejmuję wyzwanie.

W ciąży biegałam bardzo mało bo zwyczajnie nie czułam się na siłach. W pierwszym trymestrze towarzyszyły mi książkowe dolegliwości i przez cztery pierwsze miesiące krążyłam głównie po orbicie toalety. Najlepiej wspominam drugi trymestr, bo brzuszek był jeszcze dość mały, a ja miałam mnóstwo energii. 

Waga sprzed ciąży: 54 kg

Waga w dniu porodu: 75 kg (!)

Aktualna waga: ok. 63 kg

Waga urodzeniowa Leona: 2960 g

Rozstępy: kilka różowych na udzie, ale to nic poważnego

Karmienie piersią: tak. Podobno pomaga w zrzuceniu ciążowych kilogramów. Od powrotu ze szpitala waga wciąż stoi w miejscu. Optycznie jest jednak poprawa.

Dieta: pierwsze dwa tygodnie głównie gotowane mięso i bezpieczne podczas karmienia piersią owoce i warzywa, codziennie sok z buraka, marchwi i jabłek. Obecnie staram się unikać wzdymających warzyw i cytrusów, zwłaszcza że mamy epizody kolek. Od porodu nie jem w ogóle słodyczy (jedynie domowe ciastka owsiane traktuję jako przekąskę). W mojej obecnej diecie przeważają kasze, które jem codziennie (głównie jaglana, gryczana, pęczak i bulgur) z warzywami gotowanymi na parze. Staram się także jeść dużo ryb i mięsa. 

Pierwszy planowany bieg: po błogosławieństwie lekarza 

Pierwszy planowany start: prawdopodobnie półmaraton w Poznaniu. Jeśli się uda, to już z joggerem.

Motywacja: ogromna. Czekają na mnie nowe buty i ubranie biegowe. Pozostaje mi zakup pulsometru. Na początek jednak będę unikała mierzenia czasu.