Świat stroi się na wiosnę. Choć nie planowałam dzisiaj treningu, piękne słońce wykopało mnie z domu na szybką piątkę. Zaplanowałam intensywny bieg tempowy (brzmi dumnie). Zaczęło się dobrze bo od 4:17, ale później była już tylko równia pochyła, a skończyłam dotykając dna. Po przebiegnięciu 2, 5 km czułam, się jak niedzielny biegacz. Summa summarum udało mi się przebiec dystans 5 km dwie minuty wcześniej niż zakłada plan (morale podbudowane).  
Skąd te słabości? Taki stan rzeczy przypisuję grzechowi obżarstwa, które w ostatnich tygodniach namiętnie uskuteczniam. Literalnie, jem tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. Pani waga potwierdza (od zeszłego tygodnia + 2 kg, czy to smutny żart?). Od jutra misternie zaplanowałam dietę detoks (ale bez głodówek) wspomaganą bieganiem wspomaganym zabiegami w domowym spa (czyt. w łazience). Dzień będę więc zaczynała szklanką mineralnej z sokiem z cytrynki, a do tego szklanka ciągnącego się gluta z lnu mielonego, który jest balsamem dla mojego rozhisteryzowanego żołądka. Raport soon.

źródło: themosthealthydiet.com