To już moje trzecie podejście do tego wpisu. Mam nadzieję, że zgodnie z powiedzeniem „do trzech razy sztuka” tym razem uda mi się go ukończyć. Nie umiem pisać, kiedy nie mam weny, a ostatnio zmęczenie ją pokonuje.
Chciałabym podsumować mój udział w XI Półmaratonie Świętych Mikołajów w Toruniu. Impreza biegowa, na którą wybierałam się od dwóch lat. Słyszałam wiele dobrych opinii o tym półmaratonie, coraz bardziej jednak dochodzę do wniosku, że moje opinie są mieszane. W zasadzie nie potrafię do końca wytłumaczyć dlaczego, może wyjdzie to w praniu podczas pisania tego postu.
Do Torunia dojechałam już w sobotę, aby ze spokojem odebrać pakiet startowy, wyspać się i zobaczyć chociaż odrobinę miasta. Pakiety startowe odebrać można było do godziny 21, jak i w niedzielę od rana co było dużym ułatwieniem dla wszystkich przyjezdnych. Wspólnie z Pauliną i Alicją zdecydowałyśmy, że pakiety odbierzemy w sobotni wieczór. Niestety tam spotkała nas pierwsza, mało przyjemna sytuacja. Kiedy Paulina chciała odebrać swój pakiet startowy, usłyszała od wolontariuszki, że „jakiś pan” odebrał już za nią pakiet, ale zwrócił bo się pomylił. Cóż, biorąc pod uwagę fakt, ze Paulina ani nikogo o to nie prosiła, ani nikogo do tego upoważniała, wydawało się to wszystko dość dziwne. Deklaracja, którą podpisuje się przy odbieraniu pakietu również była już podpisana – nie przez Paulinę, rzecz jasna. Najwyraźniej „jakiś pan” podpisał się za nią. Niby nic wielkiego się nie stało, pakiet był i czekał, jednak sam fakt, że ktoś bez żadnego dokumentu mógł go odebrać wydawał się dziwny. Pani wolontariuszka trwała w przekonaniu, że dostała upoważnienie wraz z kopią dowodu Pauliny. Mocno w to wątpiłam, szczególnie, że wolontariuszka mnie również nie zapytała o dowód, który zgodnie z regulaminem był wymagany.
Chyba nie opisywałabym tego całego zdarzenia, gdyby nie to, co stało się później. Po krótkiej rozmowie z organizatorem biegu tak naprawdę nic nie wyniknęło. Paulina, która ukończyła studia prawnicze, postanowiła odnaleźć dokument, który ponoć przyjęła wolontariuszka. Oczywiście nic takiego nie znalazłyśmy. Przy okazji pewna bardzo „sympatyczna” pani, która absolutnie nie chciała nam pomóc, puściła w naszą stronę parę dość bezczelnych tekstów. Twierdziła, że „pomyłki się zdarzają” i że jesteśmy studentkami prawa, które chcą się pochwalić. Problem w tym, że to nie była pomyłka i tego już zrozumieć nie chciała. A to, że już nazwała nas studentkami, potraktuję jako komplement ;). Najsmutniejszym zdaniem, jakie skierował do nas pan siedzący z plakietką „organizator” to pytanie „No to po co tutaj w ogóle przyjechałyście?” Świetny marketingowiec zadbał tym zdaniem o prawdziwą [anty]reklamę swojego biegu. Przyznaję, że dawno już tak bardzo się nie zirytowałam, dlatego chyba miałam potrzebę opisania tego tutaj.
Ogólnie rzecz biorąc nie był to żaden wielki problem. Nie był, bo pakiet Pauliny na nią czekał. Ale jak widać, teoretycznie każdy mógłby odebrać pakiet nie swój, a jakby pakietu już nie było, to wątpię, że ktokolwiek uwierzyłby, że to nie Paulina go odebrała. Podpis na oświadczeniu przecież był. Chodzi też przede wszystkim o to, że skoro ja trzymam się regulaminu i biegnę w czerwonej koszulce oraz czapce Mikołaja, to wymagam od organizatorów aby i oni zrobili to samo. Po nieco długim wstępnie przejdę do konkretów, czyli do samego biegu.
Niedzielny poranek pomimo mrozu był bardzo słoneczny i bezwietrzny. Po zjedzeniu śniadania wyruszyłyśmy na start, na który dotarłyśmy bez wielkiego problemu. W tym roku po raz pierwszy trasa półmaratonu ruszała z nowo wybudowanego mostu. Tak jak powyżej wspomniałam, zgodnie z regulaminem biegacze powinni biec w czapce Mikołaja oraz koszulce, która była w pakiecie startowym. Koszulka bardzo fajna, jednak nie była koszulką techniczną, a koszulką bawełnianą z długim rękawem. Przyzwyczajona do tego, że koszulki w pakietach startowych często są za duże, przy zapisach podałam rozmiar „S”. Kiedy założyłam koszulkę na siebie, trochę tego wyboru żałowałam. Niby była dobra (abstrahując od tego, że była za ciasna w barkach i nie mogłam się przez parę minut wyprostować), ale biorąc pod uwagę, że będę chciała (musiała) założyć coś pod spód, była bardzo obcisła. Po parunastu minutach rozciągania udało się założyć pod nią koszulkę termiczną oraz bluzę z długim rękawem.
Dotarłyśmy na start trochę po godzinie 10. Na moście zbierało się coraz więcej Mikołajów. Niestety nie wszyscy byli punktualnie, co opóźniło start o parę minut. Oprócz rozgrzewki, która spowodowała, że most zaczął się trząść zapamiętałam również słowa pana „wodzireja”, który parokrotnie powtarzał, aby biegacze „cofnęli się do tyłu” (a można się cofać do przodu? ;))
Parę minut po 11 ruszyliśmy. Podczas czekania na start na moście trochę zmarzłam, na szczęście podczas biegu szybko się rozgrzałam. Przez pierwsze kilometry trasa prowadziła przez miasto, początkowo również przez toruńską starówkę. Widok prawie 4000 biegnących Mikołajów robił wrażenie, tego nie da się ukryć. Od około 10 kilometra zaczynała się leśna trasa. I tu zaczęło się już bardzo przełajowo. Trasa piękna i malownicza, ale momentami wąska i co gorsze mocno oblodzona i śliska. Gdyby nie śnieg, który padał dzień wcześniej byłoby jeszcze gorzej. Od początku wiedziałam, że półmaraton w Toruniu nie będzie (przynajmniej dla mnie) biegiem, w którym będę biegła po życiówkę, jednak nie myślałam, że momentami będzie biegło się tak ciężko. Biegłam w butach, które przeznaczone są do zimowych warunków, a mimo wszystko momentami nie wiedziałam jak stąpnąć, aby się nie poślizgnąć. Biegłam sama i przyznaję szczerze, że były momenty, w których trochę nie chciało mi się biec dalej. Parę razy pomyślałam sobie, ze po takich terenach i z takim śniegiem to mogę robić weekendowe wybieganie, ale niekoniecznie biec w zawodach. Na około 15 kilometrze był punkt odżywczy (wcześniej na około 8km) z bananami, prawdziwie lodowatą wodą oraz ciepłą herbatą i świątecznymi utworami lecącymi z głośników. „So this is Christmas” w wykonaniu Celine Dion podczas biegu? Tego jeszcze nie było.
Chyba nie był to mój najlepszy bieg. Ostatnie 6 kilometrów się ciągnęło jak…. Jakoś wyjątkowo marzyłam o tym, aby dobiec już na metę. Pomimo naprawdę uroczych widoków, jakoś nie mogłam czerpać z tego radości. Dopiero, kiedy na 18 kilometrze spotkałam znajomego i zaczęłam biec z kimś, powróciły siły. Zaczęłam się zastanawiać, że może ja już nie potrafię biegać sama i potrzebuję czyjegoś towarzystwa? Nie zbadałam tego jeszcze, ale wiem tyle, że ostatnie kilometry (mimo paru podbiegów na ostatnim kilometrze) biegło się o wiele lepiej. Ostatnie 800 metrów to była trasa z dużą ilością kibiców, prowadząca już na stadion, na którym była meta. Wbiegłam na nią z czasem 1h55:40. Jak na ten bieg jest to w miarę przyzwoity czas, nie będę narzekać. Na mecie czekał świetny medal w kształcie dzwoneczka, to chyba mój najciekawszy medal w tym roku. W dużym namiocie za metą czekały na biegacze napoje i jedzenie. Niestety kolejki były bardzo długie, ale udało dopchać się po smaczną drożdżówkę i ciepłą herbatę.
Doszłam do momentu, w którym koniec tego wpisu się zbliża, a ja nadal nie wiem jak podsumować ten bieg. Z jednej strony niesamowita i świąteczna atmosfera, z drugiej wymagająca trasa. Wydaje mi się, że to świetny bieg, aby pobiec go na zupełnym luzie. Wtedy nie będzie nikogo irytować, że nogi rozjeżdżają się na lodzie, czy że ścieżka robi się za wąska. Czy pobiegnę w nim za rok? Tego nie wiem, jeżeli tak, to na pewno zapiszę się wcześniej. Fakt jest taki, że zapisywałam się późno, ale za opłatę startowa w wysokości 100 zł (studenci płacą o wiele mniej) oczekiwałabym przynajmniej miłej obsługi podczas odbioru pakietów ;)
Suma summarum cieszę się, że w tym roku nareszcie udało mi się dotrzeć do Torunia na ten bieg. Polecam go ze względu na atmosferę i sugeruję, aby podczas tego półmaratonu głównie się bawić, niekoniecznie patrząc na wyniki.
Jednak potwierdza się, że miła obsługa to podstawa. Sytuacja z pakietem startowym śmieszna (nie w znaczeniu „zabawna”…) i nie dziwię się, że wprowadziła takie mieszane uczucia. Trochę więcej pokory organizatorom życzę. Gratuluję ukończenia.
Agata, coś w tym jest. Generalnie bieg był fajny, ale jakiś niesmak po tej akcji pozostał. Szczególnie to pytanie tego pana… Dzięki bardzo za miłe słowa!
Mikołaje na moście rzeczywiście robią wrażenie! Też zirytowałabym się sytuacją z pakietem- w końcu jeżeli za coś się płaci, to się również wymaga. Mimo wszystko gratuluję ukończenia i wytrwałości. Ja nie wiem czy przebiegłabym taki dystans w ogóle ;)
Dominika krok po kroku, kilometr po kilometrze i wierzę, że jesteś w stanie przebiec. Na pewno! :) Tego Tobie życzę na 2014 rok!
Hej! Mam podobne odczucia co do tego biegu. W biurze zawodów byłam już w sobotę po 14:00, a tam kolejki, bo firma od numerów startowych nie dojechała na czas. Skoro i tak miałam czekać, postanowiłam udać się do informacji i zadać kilka pytań. Nie dostałam, żadnej konkretnej odpowiedzi, chociaż pytania były proste, np. gdzie będzie depozyt, albo od której otwarta jest szkoła, przeznaczona na nocleg. A do tego osoby zajmujące się informacją po prostu mnie „zlały”, bo ciągle było coś ważniejszego do zrobienia. W końcu wyszłam z hali trochę wkurzona i bez żadnych konkretnych odpowiedzi. W Toruniu byłam pierwszy raz, dlatego bardzo podobała mi się opcja zwiedzania z przewodnikiem, super pomysł! A jeżeli chodzi o sam bieg i trasę to muszę przyznać, że było ciekawie, tylko że ja od razu nastawiłam się na zabawę i podziwianie widoków :D Pozdrawiam :)
Hej! Dokładnie to uczucie „zlania” było chyba w tym wszystkim najgorsze. W dodatku momentami było to bezczelne, a jestem zdania, że nawet gdyby mój problem był błahostką, to „klient nasz pan” i powinno się zawsze dbać. Ja również w Toruniu byłam pierwszy raz, więc cieszę się, że mogłam trochę zobaczyć miasto :)
Również pozdrawiam i do zobaczenia na jakimś biegu!
Dodam kilka spostrzeżeń od siebie :
W miejscu odbioru pakietów udało mi sie bez problemu zamienić koszulkę M na XL . To pozytyw,( no chyba ,że było to kosztem kogoś kto zamówił XL, a otrzymał M ) .
I negatyw : po depozyt czekaliśmy dłużej niż trwał sam bieg ,połowę tego czasu poza budynkiem .
Marcin, tak moja koleżanka też bez problemu wymieniła koszulkę. Ale również się zastanawiałam, czy w niedzielę, ktoś będzie miał za dużą czy nie ;)
O historii z depozytem również słyszałam. Może uda się organizatorom coś zmienić za rok ;)
Witam.
Równiez debiutowałam w Toruniu. Zaczarowana magią wspomień brata z wcześniejszych biegów nie mogłam doczekać się startu. Ponieważ ja lubie biegi przełajowe, w lesie czułam się dobrze. Jak to określił ktoś biegnący za mną „śnieżynka tupta i tupta” do celu dobiegłam w 2 h 30s 09 czas może nie rewelacyjny ale ja zakładałam sobie, że dobiegnę w okolicach 3 h i że nie będę szła – i to mi się udało. Rozczarowałam się na mecie, trudnością ze zdobyciem posiłku ( namiot przepełniony) i dotarciem do prysznica. Miałam to szczęście, że w depozycie miałam rzeczy złożone razem z bratem, który dobiegł po 1 h 34s – wówczas nie było kolejek.
Tylko magia klimatu świątecznego, czerwony dywan (a to pociąga kobiety) mikołajów i przecudny medal kusi mnie, by pobiec za rok.
Emilia gratuluję :)! Ja też oceniam bieg pozytywnie, ale jednak parę minusów było i musiałam o nich wspomnieć. W końcu nie każdy mój bieg musi być super ;) Raz jeszcze gratuluję czasu, zobacz o wiele lepiej niż zakładałaś. Brawa!
To był mój drugi półmaraton i oceniam go bardzo dobrze. No ale ja wysłałam po pakiet startowy męża, nie wiem jakie on tam miał przeżycia ;) Po lesie uwielbiam biegać, więc byłam mile zaskoczona, trasą, bo myślałam że tylko miasto okrążamy. Kolejki po jedzenie – naprawdę sprawnie to szło, na przykład w Szamotułach czekałam o wiele, wiele dłużej, a biegaczy było naprawdę mniej. Natomiast „cofanie się do tyłu” również mnie irytowało ;) a falowanie mostu przy starcie było całkiem ciekawym przeżyciem :) ja pewnie wrócę do Torunia, bo to niesamowite miasto na wieczorną imprezę (zostawałam na noc po biegu).
Pozdrawiam
Inka
Inka, gratuluję :) Ja po lesie też lubię biegać i wolę to zdecydowanie od biegania po asfalcie. Może po prostu niedziela nie była moim dniem. Falowanie mostu nie byłoby takie straszne, gdyby nie nagły okrzyk pana wodzireja „nie skaczcie, nie skaczcie!” ;)
Nie wykluczam, że i za rok tam pobiegnę. Wtedy już z zupełnie innym nastawieniem, będę wiedziała co mnie czeka i będzie lepiej, na pewno :) Również pozdrawiam!
Zabrakło Ci Zosiu po prostu towarzystwa mikołajki Magdy lub jakiegoś Mikołaja, na wyłączność ;) Trasa byłaby przyjemniejsza ;)
Masz całkowitą rację, pisząc w ostatnim zdaniu: „Polecam go ze względu na atmosferę i sugeruję, aby podczas tego półmaratonu głównie się bawić, niekoniecznie patrząc na wyniki” Dokładnie tak!
Jeśli chodzi o sytuacje w biurze zawodów-brak słów. Zwykłe, ludzkie i przyjemne potraktowanie klienta, przeprosiny byłyby bardzo na miejscu. Niestety, mam wrażenie, że na większości biegów w tym roku mnie również nikt nie prosił o dowód przy odbieraniu pakietów…
Święta prawda z brakiem towarzystwa Magdy! Z nią to nawet po lodzie mogę biegać ;)
Hej! Również przebiegłam ten polmaraton. Byl to mój 3 (wczensiej Poznan i Wroclaw) i organizacje Torunia oceniam baaaaardzo dobrze! Nasze przezycia byly bardzo ciekawe i interesujące bo piatkowy orkan Ksawery chcial nam przeszkodzic i z Wroclawia do Torunia „”jechalismy” 22godziny.. Jednak dotarlismy w sobote okolo 14, i także nie mozna bylo odebrac pakietow startowych bo nie dowieziono na czas czipow.. Nie bylo to dla nas problemem -poszlismy jesc i po pakiet zjawilismy sie przed 21, co prawda nie sprawdzali dowodu, ale mysle ze raczej nie zdarza sie taka sytaucja, ze ktos komus podbiera pakiet startowy! Organizacja biegu byla bardzo dobra! A opoznienie startwu bylo spowodowane tym ze start byl oddalony od centrum miasta o 4km, i my np. przybieglismy na most o 11.10, wiec nie mozna tu nic porownywac do Wroclawia i 1,5 opoznienia;D Co do koszulki to bardzo sie rozciągła! a atmosfera biega sprawila ze w ogole nie wzielam bluzy tylko bluzke termoaktywna;) Co do jedzenia po biegu to bylo baaaaaaaaardzo bogate! Piwo, soczek, goraca herbata, drozdzowka, paczek, pomidorowa, zurek, chleb ze smalcem i ogorkami. No bylo w czym wybierac:) W Poznaniu nawetnie bylo takiego wyboru. A co do ceny pakietu startowego to.. dla studentow byl to koszt 30zl.. czyli baaaardzo tani! Nic dziwnego ze zapisując się kilka dni przed biegiem zaplacilas 100zl, tak juz sa skonstruowane oplaty pakietow startowych. Podsumowując: BIEG BYL NAJLEPSZY NA JAKIM BYLAM, bez stresu, bez pacemakerow, ze sniegiem, troche po lasku, torche po miescie! i tlumy kibicow! Pozdrawiam Jola
Jolu, najwyraźniej miałaś trochę więcej szczęścia ;)
Pozdrawiam!
Bardzo fajna, klimatyczna impreza.
Widok czerwonych Mikołajów załatwiających potrzeby na białym śniegu – bezcenny. Jak muchomory w lesie.
To prawda, widok był super :) Mikołaje opanowały miasto!
Naprawdę były dwie zupy do wyboru? Ja trafiłam już tylko na żurek :( ale tu też miałam zabawną sytuację, bo kiedy podeszłam do stołu gdzie stały miseczki z zupą, spytałam pana „odkreślacza” czy te zupki już ktoś jadł…. bo było nalane do połowy i myślałam, że to nadjedzone już jest…. oooo, to właśnie zaliczam na jedyny minus – pysznej zupki mogło być więcej ;)
Inka
Następnym razem będzie druga :)
Ja jestem rozpuszczoną paskudą. Rozpuściła mnie Gdynia i ich organizacja. Każde 10km w tym mieście to czysta przyjemność, odebranie pakietu trwa tyle, co złozenie podpisu. W sumie Mikołaje to faktycznie bieg typowo towarzyski pod warunkiem, że towarzysz nie zostawi Cię na 15tym kilometrze bo zajmujesz się wcinaniem zamrożonego banana :D W przyszłym roku marzy mi się nieco piachu na zamrożonej leśnej trasie, koszulka z technicznej dzianiny w rozmiarze, który wybiera się przy rejestracji, a nie na hurra 2 tygodnie przed imprezą, o ile się dowie, że rozmiary się zmieniły. Jako samozwańcza Miss Rozciętego Podkoszulka żądam więcej miejsca na oddech. Nie chcę jeździć do Torunia z nożyczkami tylko dlatego, że organizator zdecydował za mnie, że zdecydowanie lepiej będzie mi się biegło w osłonce na parówkę. No i żeby czapeczki były cieńsze. Ja biegłam ze swoją w łapie, ale widziałam, że inni biegli w zamrożonych czapach na parujących głowach :( To taki mój list do Świętego na 2014 ;)
List piękny ;) ;) ;) Życzę Tobie, aby wszystko się spełniło gdyż i ja podpisuję się pod nim w 100% :)
Trochę piachu – o tym też marzyłam – tak mało, a jednak chyba dużo wymagamy. No i tak, parujące głowy, też na to zwróciłam uwagę. Wyglądało dość zabawnie. Dobrze, że głowy się nie przegrzały ;)
No to, ho ho ho merry xmas ;)