Jak pewnie pamiętacie (albo i nie), w czerwcu zeszłego roku wymyśliliśmy z Marcinem nasz charytatywny bieg, którym chcieliśmy pomóc potrzebującej osobie. Szybko wiedzieliśmy co zrobimy, gdzie pobiegniemy, z kim i dla kogo. Wspólnie z Adrianną pokonaliśmy 102 kilometry, z Helu do Gdańska, zbierając pieniądze na leczenie małej Kornelii. Kto nie pamięta pierwszej edycji, ten niech zajrzy tu. Na początku nie spodziewaliśmy się takiego sukcesu i takiego zaangażowania ludzi. Jednak już po krótko po pierwszej edycji postanowiliśmy, że ultraHELp stanie się cyklicznym wydarzeniem.
Chyba nikt z nas nie spodziewał się, że kolejny bieg zrobimy tak szybko. W sumie nie pamiętam, kto zaczął myśleć o kolejnym wydarzeniu. Marcin rzucił pierwsze hasło, ja dodałam coś od siebie, Adrianna wszystko podchwyciła i tak oto w sobotę, 13 maja 2017 odbyła się druga edycja ultraHELp. W tym roku chcieliśmy zrobić coś bardziej lokalnego. Padło na naszą ulubioną Rusałkę, a ponieważ miało to być też dla nas wyzwanie, postanowiliśmy biegać dookoła jeziora od wschodu do zachodu słońca. Dokładnie 15 godzin i 39 minut.
W tym roku postanowiliśmy pobiec dla małej Ani, która rok temu przeszła poważną operację neurochirurgiczną usunięcia guza mózgu. Guz został wycięty w 90%, ale niestety doszło do bardzo poważnych komplikacji takich jak udar niedokrwienny prawej półkuli mózgowej, padaczka lekoodporna, utrata wzroku oraz niedoczynność przysadki mózgowej. Ania ciągle wymaga opieki lekarskiej i każda złotówka przyda się na leczenie oraz rehabilitację. Dlatego też, podobnie jak w zeszłym roku, każde typowanie (głównym pytaniem było ile w tym czasie pokonamy kilometrów) to przelew minimum 10 złotych na konto. W tym roku doszła jeszcze jedna nowość – biegaliśmy dookoła Rusałki, można więc było do nas dołączyć i razem z nami pobiegać. Warunkiem było wpłacenie symbolicznego „wpisowego” dla Ani. Byliśmy naprawdę ciekawi, czy w ogóle ktoś przyjdzie …
***
Sobotni poranek zaczął się dość wcześnie, budziki nastawione były na godzinę czwartą. Biorąc jednak pod uwagę, że nasz bieg startował o 5:00, było to i tak całkiem nieźle. ;) Na szczęście mieszkam bardzo blisko Rusałki, dlatego w tym roku odpadły wszelkie problemy związane z logistyką czy transportem. Na miejsce podjechaliśmy samochodem, w którym zostawiliśmy wszystkie ważne rzeczy, takie jak ubrania, buty, picie, jedzenie itd.
Rusałka była wyjątkowo piękna, pusta i niezwykle zielona. Równo o godzinie 5:00 wystartowaliśmy. Z nami Piotrek Oleszak, któremu chciało się wstać rano i przyjechać na drugi koniec Poznania, aby porobić nam kilka pięknych zdjęć (widzicie je w tym wpisie). Wszystko to w dniu urodzin jego córki. Dziękujemy! :) Trafiliśmy na wyjątkowo piękną pogodę, dzięki której faktycznie w spokoju i przy śpiewie ptaków, mogliśmy podziwiać wschód słońca. Niesamowite było to, że nie zdążyliśmy zrobić nawet jednej całej rundy, a na horyzoncie pojawiły się trzy osoby, które chciały do nas dołączyć. Dwie Dziewczyny przyjechały z nami pobiegać skoro świt, ponieważ później cały dzień były wolontariuszkami na duathlonie. Fajnie, że chciało Wam się przyjechać! Był z nami jeszcze kolega, który z racji dalszych sobotnich planów (zakup roweru dla żony!) miał czas tylko o poranku. Miło nam się zrobiło, gdy kilka godzin później – już na rowerach – przyjechali się znowu pokazać.
Nie będę opisywać wszystkich po kolei, bo od tego momentu nie było chwili, abyśmy biegli sami. Kolejne osoby pojawiały się, inne wracały do domu. Niesamowite. Dzięki temu rundy naprawdę szybko mijały, a co najlepsze wcale się ich nie odczuwało. Co rundę dołączał do nas ktoś nowy. Osoby nam znane i nieznane. Staraliśmy się z każdym choć chwilę porozmawiać i w ten sposób zleciała pierwsza pięćdziesiątka. Sami nie wiedzieliśmy kiedy. Pamiętam, że podczas pierwszego ultraHELpa kilometry 50-60 niesamowicie się ciągnęły, tu o dziwo mijały bardzo sprawnie.
Oczywiście w międzyczasie robiliśmy sobie przerwy, sporo przerw. Niektóre krótsze, niektóre dłuższe, np. by porozmawiać z kimś, kto przyszedł nam pokibicować. To również było niezwykle miłe. Dłuższą przerwę zrobiliśmy około godziny 16, kiedy to Marta przywiozła nam pizzę (dziękujemy!). Po kilkunastu minutach ruszyliśmy na kolejne rundy. Co prawda po każdej przerwie mięśnie już trochę bolały, ale po kilku krokach wszystko wracało do normy. Było ciepło (mieliśmy naprawdę wyjątkowo dobrą pogodę!), ale dzielna Adrianna cały czas jeździła z nami, mając nasz mobilny punkt żywieniowy w swoim rowerowym koszyku. Ja tego dnia miałam wyjątkowo mały apetyt i zjadłam, jak na tak długi wysiłek, dość mało. Odczułam to niestety na ostatnich kilometrach, kiedy to naprawdę miałam dość solidny spadek energetyczny.
W ostatniej godzinie przed zachodem słońca biegła z nami naprawdę spora grupa, nawet dzielna suniaa „prawiehusky” Goya. ;) Takie wsparcie dodawało sił, ale mimo wszystko już coraz częściej musiałam przechodzić do szybkiego marszu. Powoli pokonywało mnie zmęczenie.
Dwanaście minut przed zachodem słońca zrobiłam zdjęcie, które widzicie poniżej. Magiczny moment i naprawdę wyjątkowy zachód słońca. Śmiało mogę powiedzieć, że był to jeden z najważniejszych zachodów słońca w moim życiu. Na pewno miał wyjątkowe znaczenie. Wtedy też doszło do mnie, że się udało!
Po dokładnie 29,5 rundach wybiła godzina 20:39. Punktualnie zakończyliśmy #ultraHELp 2. Pokonaliśmy w tym czasie 107,26 kilometrów, co jest naszym dotychczasowym rekordem pod względem dystansu.
Kilka minut po zatrzymaniu się poczułam spore zmęczenie. W głowie miałam jakąś karuzelę emocji. Byłam szczęśliwa, że się udało. Dumna z pomysłu, jego realizacji i pokonanego dystansu. Wdzięczna, że tyle osób nam pomogło i było z nami na miejscu. Wzruszyłam się, bo ten bieg miał dla mnie wyjątkowe znaczenie. Był nie tylko dla Ani, ale i dla mojej Cioci.
***
Wiele osób zadaje pytanie, który ultraHELp był cięższy, fajniejszy itd. Tych dwóch biegów nie da się chyba ze sobą porównać. Pierwsza edycja miała to do siebie, że była pierwsza, więc wszystko było nowe – wtedy nie wiedziałam, czy dam radę pokonać dystans stu kilometrów, nie wiedziałam czego się spodziewać. Biegliśmy w nocy, od punktu A do punktu B, mijaliśmy różne krajobrazy, byliśmy tylko w trójkę, co na pewno było bardziej kameralne i spokojne.
Tutaj wiedziałam już, że umiem przebiec sto kilometrów i mój organizm całkiem nieźle to znosi. Biegaliśmy za dnia i kręciliśmy rundy na znanym terenie. W trójkę byliśmy niecałe 20 minut, później cały czas ktoś z nami był. Chwilami nawet nie było czasu, by porozmawiać z Adrianną czy Marcinem. Ale i to miało swój niesamowity urok i dzięki Waszej obecności (przez cały dzień pobiegło z nami 126 osób!) mieliśmy energię, by biegać dalej.
Zarówno pierwsza, jak i druga edycja były wyjątkowe na swój sposób. Ponadto to wydarzenie po raz kolejny pokazało mi kilka rzeczy:
- Wystarczy odpowiednia motywacja, by zrobić coś, co początkowo wydaje się trudne, a może nawet i niemożliwe.
- Lubię angażować się w swoje projekty, mogę nad nimi siedzieć naprawdę 24/7.
- Pomaganie innym daje mi mnóstwo satysfakcji.
- Cieszę się, że mam obok siebie osobę (osoby), z którą mogę robić mniej lub bardziej szalone rzeczy, realizując jednocześnie swoje małe marzenia i sprawdzając swoje granice.
- Punkt piąty jest chyba najważniejszy, bo ultraHELp po raz kolejny potwierdził, że ludzie naprawdę lubią i chcą pomagać. Trzeba ich do tego po prostu zmotywować. Myślę, że taka właśnie jest misja naszego wydarzenia i dlatego chcemy, aby odbywało się ono co roku.
Pozwólcie, ze nie będę tutaj po raz kolejny dziękować każdemu z osobna (zrobiliśmy to tu), bo partnerów, sponsorów i dobrych dusz było tym razem naprawdę dużo. Chciałabym jednak podziękować wszystkim osobom, które wsparły akcję i dzięki którym w zeszły piątek na koncie było 13 600 zł. Nadal czekamy na ostateczną kwotę, ale już teraz wiemy, że będzie ona sporo wyższa. A to znowu przerosło nasze najśmielsze oczekiwania.
Dziękuję, że ultraHELp okazał się kolejnym wielkim sukcesem. Naszym wspólnym sukcesem!
Aniu, zdrowiej!
PS. Wiecie co? Zimna pizza jedzona w łóżku o północy smakuje po takim wysiłku wybornie. Dzięki Jerzy, dzięki Rusałka Sama Frajda! ;)
znowu sie wzruszylam.. wielkie gratulacje! jestescie dobrymi ludzmi <3
Jak miło, komentarz na blogu ;) dziękuję Kasiu!!! Buziaki