Już tylko trzy dni zostały do końca 2014, dlatego czas na małe, biegowe podsumowanie tego roku. Wyjątkowo postaram się, aby tekstu nie było aż tak dużo (gdybym się rozpisała, ten wpis prawdopodobnie nie miałby końca), będzie za to zdecydowanie więcej zdjęć.
To był bardzo udany i najbardziej rozbiegany rok mojego życia. Udało mi się przebiec 2335,1 kilometrów, to więcej niż w zeszłym roku. Do końca roku mam zaplanowane jeszcze dwa biegi, także będzie tych kilometrów jeszcze trochę więcej. Co ciekawe, najbardziej biegowym miesiącem okazał się… grudzień. Do dnia dzisiejszego wybiegałam 220 kilometrów. Sama zdziwiłam się, że tak wiele treningów za mną. Cóż, ten rok wyjątkowo sprzyjał bieganiu. Dzięki zmianie pracy częściej mogłam sobie pozwolić na treningi rano, czy też w ciągu dnia i nie musiałam sama biegać po ciemku. Dla mnie to naprawdę spory komfort. Poza tym w tym roku miewałam też trochę stresów, a nie od dziś wiadomo, że bieganie jest najlepszą terapią i lekarstwem na wszystkie problemy.
Postaram się trochę uporządkować wszystkie kilometry. Zacznę od tych najdłuższych, czyli od maratonów. To również najbardziej maratoński rok mojego życia. Ukończyłam cztery maratony. Dwa wiosną oraz dwa jesienią. Wszystkie w towarzystwie mojego brata.
BARCELONA: to pierwszy maraton w tym roku, który odbył się 16. marca. Dla mojego brata to był debiut, a dla mnie chyba najcięższy maraton w tym roku. Bardzo przeszkadzała mi wysoka temperatura, która zdecydowanie próbowała mnie pokonać. Mimo walki już od 23. kilometra oraz myślach o zejściu z trasy (kiedy na 30. kilometrze biegu po lewej stronie mijałam hotel, w którym mieszkałam, te myśli były naprawdę poważne! ;)) udało się dobiec do mety. Maraton czasami też boli, tutaj bolał, ale Barcelony nie da się nie lubić, także dzisiaj wspominam ten bieg z dużym uśmiechem na twarzy. Kubie należą się ogromne gratulacje, bo to był świetny debiut maratoński. Gdyby nie ja, byłby z pewnością jeszcze szybszy. Mój czas: 4:11:01.
PARYŻ: był drugim maratonem w tym roku, zaledwie trzy tygodnie później. Odbył się tego samego dnia, co poznański półmaraton, czyli 6. kwietnia. Moje oczekiwania były o wiele mniejsze i tutaj ponownie sprawdziło się powiedzenie, które bardzo lubię: „less is more”. Bieg był przepiękny, pobiegło w nim mnóstwo biegaczy, sprawił mi tyle radości, że po bolącej Barcelonie, przypomniałam sobie o tym, że maratony są fajne. Mój brat pobiegł bardzo dobrze i poprawił swoją życiówkę. Z przyjemnością tam jeszcze kiedyś wystartuję, to piękny maraton. Mój czas: 4:05:33.
KOLONIA: po dłuższej przerwie nadszedł czas na trzeci maraton, który odbył się we wrześniu. Kolonia, to „mój drugi dom” i zawsze chciałam tam pobiec. Udało się, chociaż dzień wcześniej byłam przekonana, że choroba mnie pokona i będę mogła tylko kibicować bratu. Na szczęście organizm okazał się silniejszy, a maraton niezwykle udany. Miło było pobiec ulicami miasta, w którym spędziło się siedem lat swojego dzieciństwa. Nie było kryzysów, biegło się lekko i przyjemnie. Kuba dobiegł do mety pierwszy z pięknym czasem. Ja ukończyłam bieg z bardzo zadowalającym wynikiem: 3:55:41.
POZNAŃ: w 2010 roku pobiegłam mój debiut maratoński właśnie w Poznaniu. Po czterech latach ponownie wystartowałam w rodzinnym mieście. To był czwarty i ostatni maraton w tym roku, ale ten chyba najbardziej wyjątkowy. Świetna organizacja, wspaniały doping kibiców (było ich z pewnością więcej, niż na ulicach Kolonii), mnóstwo znajomych na trasie, wielu z nich debiutujących na tym dystansie. To był kolejny bieg z Kubą tym razem wspólnie od startu do mety, a tam czekała na mnie wywalczona życiówka. Piękne emocje i wielka radość, a mój czas i życiówka to: 3:51:59.
Po maratonach czas na półmaratony. Było ich sześć. Dwa zagraniczne – spontaniczny Berlin (spontaniczny, bo wygrałam pakiet startowy) oraz równie spontaniczny Hanower (raz jeszcze dziękuję za zaproszenie i serdecznie pozdrawiam wszystkich!). Ponadto półmaraton w Tarnowie Podgórnym, gorący półmaraton w Chrzypsku Wielkim, tradycyjny w Pile oraz zakręcony i ten z najlepszym czasem w Kościanie.
– Były biegi charytatywne, które uwielbiam, bo nie ma nic lepszego, niż pomaganie biegiem. Jednym z takich biegów był Wings for Life World Run. To wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju bieg. Mam nadzieję, że w tym roku również będę uciekać przed goniącą metą. Poza tym upalny Bieg Nadziei w Środzie Wielkopolskiej, czy też Bieg dla Izy.
– Były zorganizowane biegi nie tylko po asfalcie, ale również po polnych ścieżkach i z podium (Chrzypsko Wielkie) oraz po lasach (Forest Run czy Pogoń za Wilkiem).
– Była też sztafeta maratońska, która przekonała mnie, że bieganie w grupie zdecydowanie motywuje. Ja musiałam przebiec dwie rundy dookoła Malty (10,8 km). Nie wiedziałam, że potrafię tak szybko biegać. To właśnie wtedy zrobiłam pierwszą życiówkę na dystansie 10 km w tym roku. Kibicowanie pozostałym biegaczom z drużyny po przebiegnięciu swojej części było tak samo miłe, jak sam bieg. Wspólnie z Moniką, Kubą, Tomkiem, Olkiem i Krzysiem pokazaliśmy, że „tak się nie biega”.
– Było dużo medali i dużo numerów startowych, które dumnie zdobią ścianę w moim pokoju.
– Były comiesięczne biegi CITY TRAIL nad poznańską Rusałką. To cykl biegów, które na dobre wpisany jest w moim kalendarzu już od długiego czasu. Tyle radości i ta drożdżówka na mecie!
– Oprócz biegów zorganizowanych i zawodów oczywiście też sporo trenowałam. Trenowałam zarówno o świcie, jak i wieczorem. Było miasto, ale i pola, lasy i jeziora.
– Biegałam zarówno w bardzo dobrym towarzystwie ludzi oraz … zwierząt, jak i sporo biegałam sama.
– Biegałam w upale i w mrozie, były wzloty i upadki (tak, dosłownie!).
– Parokrotnie biegałam w Berlinie – był piękny półmaraton oraz wieczorny bieg dla kobiet w świetnym towarzystwie.
– Uzupełnieniem mojego treningu było również regularne bieganie w wodzie, męczy niesamowicie, ale stawy dzięki temu odpoczywają.
– Stety niestety mało w tym roku było biegowych chwil wspólnych z Magdą, ale były te nie-biegowe i to najważniejsze. A wspólne biegi wrócą, już bardzo niedługo!
– Ten rok, to również rok kobiecych spotkań biegowych. Spotykałyśmy się zarówno w środku tygodnia, w środy na Cytadeli, jak i w weekendy nad Rusałką. Czasami było tłumnie, czasami kameralnie, ale chyba zgodzicie się ze mną, że zawsze było wesoło, kolorowo, a kilometry mijały niepostrzeżenie.
– To właśnie głównie dzięki bieganiu i naszym spotkaniom biegowym poznałam w tym roku mnóstwo wspaniałych osób.
– Jeden trening (w nadchodzącym roku chciałabym coś takiego częściej powtórzyć) udało się zrobić w górach. Przełęcz Karkonoska uświadomiła mi, że pełzam, a nie biegam, ale to był wyjątkowo piękny trening.
– W tym roku miałam również szczęście i spotkałam parę wyjątkowych osób. Z niektórymi było tylko zdjęcie, z niektórymi dłuższa rozmowa.
– Były też wywiady i takie tam…
– Były poważne zmiany (na lepsze) na blogu, nowe logo, w którym absolutnie się zakochałam.
– To w tym roku padły życiówki na dystansach 5 km, 10 km oraz na dystansie maratońskim. Tylko tej półmaratońskiej nie udało się poprawić, ale to nic. Nie można mieć przecież wszystkiego ;)
– A wszystko to nie byłoby możliwe, gdyby nie wsparcie rodziny, moja uparta głowa, oraz wytrwałe nogi, które jak widać, często fotografowałam.
Tych biegowych chwil było jeszcze o wiele więcej, ale nie da się wszystkiego opisać. Te najważniejsze chyba udało mi się pokazać i przypomnieć, bo przecież pisałam o tym już wcześniej na blogu. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że tyle uśmiechu na mojej twarzy w tym roku pojawiło się głównie dzięki bieganiu.
Jeżeli ktoś z Was zastanawia się, czy nie zacząć swojej przygody z bieganiem (teraz przecież czas na postanowienia noworoczne!), to mam nadzieję, że moje podsumowanie pokazuje, że warto. A wiecie dlaczego jeszcze? Bo chorowałam w tym roku dokładnie jeden dzień. Wniosek zatem taki: BIEGANIE TO ZDROWIE!
To by było na tyle. Dzięki Wam za wsparcie i motywację, obiecuję biegać przez kolejne dwanaście miesięcy! ;)
[gap height=”25″ /]
2014 dziękuję, byłeś całkiem udany!
2015, zapraszam. Bądź jeszcze lepszy!
Trzymam kciuki żeby kolejny rok był lepszy ;) Kolejnych życiówek, 2 x więcej kilometrów i nóg ze stali :D
Na żadnym zagranicznym maratonie się nie spotkamy, bo ceny pakietów mnie zwalają z nóg, ale mam nadzieję że już niedługo – oby na Wings For Life. Tym razem postaram się nie jeść tak beznamiętnie makaronu tylko się rozglądać.
Będę wypatrywać :) I mocno trzymam kciuki za piękne biegi w nadchodzącym roku :) Do zobaczenia zatem!!!
Gratulacje:) Jestem jeszcze bardziej zmotywowana do biegania po przeczytaniu tego teksty, pozdrawiam:)
Cieszy mnie to :) Udanego i biegowego roku! :)
Fajne podsumowanie, bardzo motywujące. Ja póki co biegam na dystans 4,5-5hm w czasie 30-35 min zależy od dnia. Mam nadzieję, że 2015 będzie dla mnie rokiem bardziej wybieganym niż poprzednio:-) nie liczę na półmaraton czy też maraton, ale mam nadzieję, że jakąś dyszkę przebiegnę:-)