Jeśli śledzicie nasze media społecznościowe, to zapewne wiecie, że od ponad miesiąca testuję wózek biegowy marki X-Lander. Mowa oczywiście o modelu X-Run, który mam zamiar dla Was zrecenzować. Choć dwa miesiące to za mało na rzetelną i rozbudowaną relację, to postanowiłam, że za jakiś czas uzupełnię recenzję tego produktu o dodatkowy wpis.
Pora jednak opisać pierwsze wrażenia z testów. Przyznam szczerze, że od jakiegoś czasu byłam bardzo podekscytowana perspektywą wspólnych treningów. Po pierwszej ciąży powrót do formy traktowałam nieco bardziej ambitnie, a teraz z kolei chciałam po prostu wrócić do biegania. Organizacja czasu przy dwójce małych dzieci, pracy, budowie domu to spore wyzwanie, dlatego zdecydowały także względy praktyczne bo mogę biegać podczas pobytu starszaka w przedszkolu, choć i tu napotkałam pewną przeszkodę. Niestety do czasu przeprowadzki wózek muszę trzymać w mieszkaniu (w bloku bez windy), a mój M. jest w domu wieczorami. Kilka razy jednak Juniora wkładałam do Tuli, a wózek jakoś dałam radę znieść sama, choć raczej unikam tego rozwiązania.
Dla mnie bieganie z wózkiem to zupełnie nowe doświadczenie, dlatego nie byłam pewna, czy mi się spodoba (a w zasadzie nam obojgu), czy nie stracę szybko zapału, a sprzęt stanie się kolejnym dzieciowym, nieużywanym gadżetem.
Z taką dozą niepewności wyruszyłam na pierwszy trening. X-Run to bez wątpienia wózek solidny. Już pierwsze oględziny pozwolą wywnioskować, że mamy do czynienia z produktem wysokiej jakości, zaprojektowanym z dbałością o detale. Dla mnie nowością, a na początku także pewnym mankamentem było przednie, nieskrętne koło. Jak to jeździć wózkiem na trzech kołach, z czego przednie w ogóle się nie skręca? Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że ta pozorna „wada” jest w zasadzie zaletą.
Jak się biega z wózkiem biegowym X-Lander X-Run?
Wózek jest przede wszystkim zaskakująco lekki dzięki aluminiowej konstrukcji, nawet gdy dociążony jest niemowlakiem o słusznej masie. Prowadzi się go bardzo pewnie, niezależnie od podłoża. Duże pompowane koła typu rowerowego zapewniają bardzo dobrą amortyzację. Ja w ogóle jestem zwolenniczką pompowanych kół w wózkach bo to wygoda dla prowadzącego i powożonego. Z pewnością do joggera trzeba się przyzwyczaić bo jednak prowadzenie wózka w biegu jest nieco inne niż podczas spaceru. Trzeba przyzwyczaić się do manewrowania na zakrętach, ale zapewniam, że nie jest to nic trudnego i dość szybko nabiera się wprawy.
Bezpieczeństwo
Przejdźmy do bezpieczeństwa. Wózek został wyposażony w pięciopunktowe pasy (pasy są na ramionach i przechodzą między nogami dziecka i z boku na bioderkach). Pasy wpina się w klamrę na klik, a wypina również jednym kliknięciem. Przypięcie pasów jest łatwe, ale trzeba nabrać wprawy bo mnie na początku sprawiały trochę trudności. Wypięcie, chciałoby się napisać, jest dziecinnie proste, ale zapewniam, że tylko dla dorosłego. Dziecko nie jest w stanie samo się wypiąć.
Wózek biegowy, aby spełnić wymogi bezpieczeństwa, musi obowiązkowo zostać wyposażony w hamulec ręczny, tylny i dzwonek. Zdarza mi się korzystać z hamulca ręcznego podczas zbiegów i subtelnie spowalnia on wózek. Nie ma tutaj mowy o gwałtownym zatrzymaniu. Hamulce tylne znajdują się przy tylnych kołach po jednym przy każdym kole.
Ponadto wózek ma też pasek na nadgarstek, który szczególnie przydaje się podczas zbiegów.
Design
Tak jak wspomniałam wcześniej wózek został zaprojektowany i wykonany z dbałością o szczegóły. Osobiście podoba mi się jego wzornictwo, ale w przypadku wózka wygląd jest dla mnie kwestią drugorzędną – liczą się przede wszystkim względy praktyczne.
Wózek dostępny jest w czterech wariantach kolorystycznych:
Ja zdecydowałam się na kolor „Evening grey”, co w moim przypadku było już sporą ekstrawagancją, bo kiedy do wyboru mam czarny, to zawsze wybieram właśnie ten kolor.
Zalety
- dobry stosunek ceny do jakości – koszt wózka to ok. 1500 zł – to naprawdę bardzo dobra cena bo ceny wózków, nie tylko biegowych, potrafią spowodować opadnięcie szczęki. Jeśli planujemy więcej dzieci, to wózek przechodzi na następnego potomka. Ponadto joggery „trzymają” cenę, więc część kwoty można odzyskać odsprzedając wózek.
- niewielkie gabaryty jak na tę kategorię produktową
- lekkie prowadzenie
- duża, składana budka chroniąca dziecko przed słońcem
- wszechstronność – wózek sprawdza się zarówno w roli joggera, jak i spacerówki
- można dokupić gondolę i fotelik wiec może służyć jako 2w1 i 3w1
Na tym etapie trudno mi wskazać wady wózka. Na pewno ucieszyłaby mnie większa liczba elementów odblaskowych bo często wychodzę biegać, gdy jest jasno, a wracam gdy już zmierzcha.
Wygoda dla dziecka
Producent zadbał o ten aspekt i wyposażył wózek w siedzisko „hamakowe”, które jest zawieszone na specjalnych paskach. Paski amortyzują wstrząsy, zapobiegając przenoszeniu ich na dziecko, dzięki czemu nie czuje ono każdej nierówności. Siedzisko podwójnie wypełnione, czyli nieco grubsza tapicerka dla wygody. Oparcie siedziska można bardzo łatwo regulować w zależności od tego, czy maluch ma ochotę siedzieć, czy uciąć sobie drzemkę w pozycji leżącej.
Co na to wszystko pasażer?
To była moja największa obawa. Żadna to frajda z treningu, jeśli dziecko nie będzie chciało siedzieć w wózku. Na szczęście moje obawy były nieuzasadnione. Ignacy od początku uwielbia jeździć w X-Runie i po niemal dwóch miesiącach wspólnych eskapad chyba ani razu nie zdarzyło mu się, aby był niezadowolony, czy marudny. Często jest tak, że po prostu zasypia.
Zresztą w ciepłe, letnie wieczory zabierałam go na trening w porze snu, już w piżamce i często po prostu przenosiłam go do łóżeczka. Po przeprowadzce do domu X-run będzie także moim wózkiem spacerowym. A w mieszkaniu zdarza mi się go usypiać w wózku, kiedy inne metody zawodzą.
W drugiej części wpisu pokażę Wam fajne detale i funkcjonalności wózka. Pokażę także jak prezentuje się wózek po złożeniu oraz napiszę mini poradnik dla początkujących dotyczący biegania z wózkiem.
*wpis powstał we współpracy z marką X- Lander.