Autor: Magda
Miejsce akcji: Kazimierz Biskupi koło Konina
Czas: 28.07.2012
Dystans: 15 km.
Po tym biegu czas odpocząć od cotygodniowych startów. Teraz w ramach planu do maratonu czekają mnie długie wybiegania (25-30 km). Postanowiłam jednak nieco zmodyfikować przygotowania. Tak, aby w tygodniu były 4 jednostki treningowe, a nie 5 jak to było dotychczas.
15 km w sobotę to była straszna tortura. W momencie startu na termometrach było grubo ponad 30 stopni. Wystartowałam tym razem wolno, na samym końcu. Szybko jednak zaczęłam wyprzedzać innych zawodników. Upał coraz bardziej dawał się we znaki. Właściwie sensem tego biegu stało się odliczanie kolejnych kilometrów do mety. Aż tu nagle na 7 km. złapałam zająca. Można powiedzieć, że straciłam panowanie nad ciałem. Jego prawa połowa była cała pokryta piaskiem. Trochę zdezorientowana wstałam czym prędzej z pomocą M. i nie użalając się za bardzo nad swoim stłuczonym kolanem, pobiegliśmy dalej nadrabiając straty. Wyglądałam jak dwa nieszczęścia, do końca biegu ściągając na siebie nieco skonsternowane spojrzenia. Do mety dobiegliśmy w 1:25:56 min. Kompletnie nie myślałam podczas tego biegu o czasie. Nie w takiej temperaturze. Dla mnie z kilku powodów był to bieg survivalowy. Po zaliczeniu upadku przewinęła mi się przez głowę myśl, że może by tak przespacerować do końca, ale ambicja jak zwykle wzięła górę.
Trasa
Bieg w pięknej Puszczy Kazimierskiej. Trasa urozmaicona. Z kilkoma mało groźnymi podbiegami i w większości w cieniu.
Organizacja
Muszę odnotować, że bieg jest bezpłatny (my płaciliśmy 20 zł. tylko dlatego, że zapisaliśmy się tydzień przed). Na trasie znajdowały się dwa punkty z wodą. Na mecie wszyscy otrzymali ciekawy medal.
Czy polecam na przyszły rok?
Tak. Z nadzieją na niższe temperatury.
Fot.: Tomasz Kupczyk (www.bezformy.pl) |
Jak przygotowania do maratonu? Plan trochę zaniedbany przez częste starty, po których marzę o regeneracji. Poza tym zbliża się to, co lubię najbardziej, a więc naprawdę długie wybiegania. Kończy się to, co lubię najmniej, a więc podbiegi.
Plan na ten tydzień:
Pon.-wolne
Wt.- 9 km
Śr.-wolne
Czw.- 10 km
Pt.- siłownia
Sob.-10 km
Ndz.-24 km
Ostatnio zająca złapałem w lutym w Lesznie. Zdarza się! Ale mój upadek był nieco mniej brudny.
Niech to lato minie, bo jak widzę te męczarnie w upałach, to samemu mi się odechciewa biegać!
Zgadza się. Myślę jednak, że już zimą zatęsknimy za polskimi tropikami. PS. próbowałam dodać Twojego bloga do zakładki, ale nie mogę.
Wyglądałaś prawie jak po jakichś solidnych przełajach ;) Ja ostatnio dwa razy ratowałam się przed upadkiem paszczą na asfalt ;)
Myślę, że to dobrze, że miałam piaszczyste lądowanie. Inaczej nie obyło by się bez potoku krwi i łez. Aż strach pomyśleć, co mogłoby się zdarzyć z moimi zębami :)
No okurzyło Cię, to fakt, ale z drugiej strony wygląda to trochę tak jakbyś takie tempo narzuciła, że aż piach latał na wszystkie strony ;) Gratuluję samozaparcia :D i powodzenia w treningach.
Dziękuję. Mam nadzieję, że pierwszy i ostatni raz miałam okazję tak bliskiego spotkania z ziemią podczas biegu :)
Podziwiam za determinację i wytrwałość. Ja nawet nie próbuje biegać jak jest gorąco to naprawdę może być niebezpieczne.
Myślę, że i do tego można się przyzwyczaić. Ale jak dla mnie izotonik musi być :)
Fajnie! Mi się podoba! Gdyby nie to że pewnie miałbym problemy z dojazdem to chętnie bym pobiegł tam za rok.
Biegnij. Naprawdę warto bo miejsce piękne :)
bardzo dobry czas, podziwiam za wytrwałość w takich warunkach! :) no i całe szczęście, że na piach upadłaś, bo tylko dezorientujące to było :)
Dziękuję. Siniak wciąż wątpliwie zdobi moje kolano ;)