2017 rok rozpoczął się tradycyjnie złożeniem noworocznych postanowień. Z roku na rok ich liczba topnieje, nie dlatego, że nie mam sobie nic do postanowienia, ale dlatego, że lata praktyki w tej materii nauczyły mnie, że im jest ich mniej, tym większa szansa na powodzenie. Po listopadowo- grudniowym suspensie, spowodowanym homeopatyczną dawką kojących promieni słonecznych, powoli się ogarniam i wyznaczam nowe cele. Cele i postanowienia, to jest zawsze praca nad sobą, a ta jak wiadomo z reguły jest najcięższa. Minął niespełna miesiąc nowego roku, a ja trzymam się swoich postanowień.
1. Dieta plant power
W tym roku chciałabym, aby to rośliny grały pierwsze skrzypce w mojej diecie. Mięsa nie jem już od kilku miesięcy, natomiast pamiętam z okresu, kiedy karmiłam piersią i musiałam być na diecie eliminacyjnej, jak dobrze czułam się i wyglądałam nie spożywając nabiału. Do takiego sposobu odżywiania ostatecznie przekonała mnie lektura książki „Nowoczesne zasady odżywiania”. Mam zamiar tak komponować posiłki, aby składały się głównie z warzyw, kasz, owoców, pestek i orzechów. Jednak, kiedy przyjdzie mi ogromna ochota na parmezan, czy grana padano, to nie mam zamiaru odmawiać sobie tej wielkiej przyjemności.
2. Jeszcze więcej sportu
Tak, tak muszę zacząć robić coś jeszcze prócz biegania. Może nawet zapiszę się do fitness clubu. Przez ostatnie lata ćwiczyłam z pięknymi instruktorkami z YouTube, ale trochę mnie to znudziło i chciałabym spróbować czegoś nowego. Bieganie jednak wciąż jest i będzie dla mnie sportem nr 1, reszta ma stanowić uzupełnienie. Plan jest taki, że w dni, w które nie mam treningu biegowego, chcę poświęcić czas na inny sport. Kto wie, może w końcu spróbuję jogę. Poza tym mam w planach zakup roweru, ale spokojnie triathlon mi raczej nie grozi.
3. 10 maratonów do „trzydziestki”
A teraz opowiem Wam o moim małym marzeniu. Za rok dołączam do grona szczęśliwych 30. latek i dumnych reprezentantek kategorii K30. Kilka lat temu właśnie z okazji 30. urodzin chciałam złamać 3:30 w maratonie. To marzenie spełniłam w 2016 roku, ale mam kolejne. W 30. urodziny chcę przebiec swój jubileuszowy 10. maraton w jakimś fajnym miejscu w Europie (sugestie mile widziane- urodziny obchodzę w maju). Wiecie co to oznacza? W tym roku muszę przebiec aż 3 maratony. Widzę to tak, że wiosną biegnę jeden i jesienią dwa. Prawdopodobnie, ten pierwszy pobiegnę w Warszawie, więc mam trzy miesiące na przygotowania. Przypuszczam, że wszystkie te maratony pobiegnę w Polsce, choć nie ukrywam, że chciałabym, aby na mojej szyi zawisł także medal z jakiegoś zagranicznego biegu.
4. 52 book challenge
Bardzo chciałam dołączyć do wyzwania już rok temu, ale szybko się poddałam kończąc rok na 20 książkach przeczytanych (wiele z nich było słusznej objętości, więc tragedii nie ma). Mam jednak nową motywację. Pod choinką znalazłam prezent od moich chłopaków- Kindla. Jestem z tych co lubią zapach książek i szelest przerzucanych kartek, ale w związku z tym, że wdrażam w życie punkt 5. postawiłam na czytnik i jestem zachwycona bo teraz czytam w każdej wolnej chwili i na koncie mam już 4 przeczytane książki, wszystkie grubo ponad 200 stron. Założyłam arkusz, w którym będę notować wszystkie przeczytane książki, na koniec roku chętnie podzielę się rezultatem. Trzymajcie kciuki, bo 1 książka tygodniowo przy wielu obowiązkach, to dla mnie ogromne wyzwanie.
5. Minimalizm
Minimalizm interesuje mnie już od kilku lat, ale dopiero od przeszło roku wdrażam go z większym lub mniejszym powodzeniem w życie. Wiele rzeczy przestałam kupować i wcale nie odczuwam ich braku. Uporządkowałam wszystkie swoje osobiste przedmioty, wiem co mam i gdzie się to znajduje. Puściłam w świat 80% zbiorów bibliotecznych. Nie ukrywam, że rozstanie z książkami było najtrudniejsze. Najważniejsze jednak jest to, że w mojej głowie zaszła ogromna przemiana. Kompletnie przeprogramowałam myślenie na temat konsumpcji, posiadania rzeczy i wydawania pieniędzy. Kompletnie nie podnieca mnie perspektywa spędzania dni w sklepach i przeglądania szmatek (choć dość negatywnie naładowane słowo „szmata” w większości przypadków wydaje się bardziej adekwatne). Dopinguje mnie mój mąż który, choć nieszczególnie interesuje się minimalizmem, obliczył, że ma ok. 60. przedmiotów osobistych z ubraniami i butami włącznie, a przy tym wciąż wygląda naprawdę dobrze. On sam zresztą od wielu lat wtłacza mi do głowy podejście, żeby wybierać jakość, a nie ilość. Mężczyźni mają ciut łatwiej bo odchodzą im kosmetyki, biżuteria i przeważnie kolekcja butów i torebek. To jednak temat na dziesiątki wpisów.
A czy są tu jacyś miłośnicy minimalizmu?
I to w zasadzie wszystko. Jest jeszcze kilka innych, mniejszych rzeczy, ale jeśli uda mi się je wcielić w życie, to na pewno napiszę o tym w podsumowaniu roku. Moje biegowe plany nie są jakość szczególnie bogate, ale w poprzednim wpisie tłumaczyłam dlaczego tak jest i to podejście się nie zmieniło. Nadal planuję startować tylko w wybranych, nielicznych imprezach. Myślę, że oprócz maratonów, zaliczę także 2-3 półmaratony (pierwszy z nich, to tradycyjnie Poznań Półmaraton) i kilka startów na 10 km. Mam zamiar trenować podobnie jak w zeszłym roku: wolno na treningach, z szybszymi akcentami, a podczas startów dawać z siebie tyle, ile mogę.
Co prawda październik, a nie maj, ale opcja na 1 z 10 rewelacyjna ;)
http://www.triofus.pl/relacja/triathlonowe-podsumowanie-roku-2016/
Powodzenia z planami.
Co do maratonu na maj hmmm, Praga, Maraton Trzech Serc w Słowenii.
Co do minimalizmu, to po części jestem minimalistą. Ostatnio to ciekawego w temacie poczytałem u kolegi:
http://siadlak.com/minimalizm/
Co do książek to warto zainwestować w czytnik. Ja dzięki temu mam więcej miejsca na półce na nowe książki/paradoksalnie :P
Marzy mi się Praga. Miała być w tym roku, ale musi jeszcze zaczekać.
Ja czytnik znalazłam pod choinką, co przyczyniło się do nałogowego pochłaniania książek. Póki co, nie kupiłam jeszcze nic w papierze. Pozdrawiam
Magda, kolejny raz widzę, ile mamy wspólnego! Mocno kibicuję Twoim postanowieniom :-)
Dieta – jestem praktycznie wegetarianką, ale też chciałabym spróbować ograniczyć nabiał
Sport – wiadooomo :)
Maratony – wow, na takie postanowienie nie mam już szans, ale zrobiłam sobie niedawno inne – pobiegać w 500 różnych miejscach (cel bezterminowy ;-)
Książki – wychodzi mi właśnie tak ok 1 na tydzień. Swoją drogą – czytałaś ostatnio coś dobrego?
Minimalizm – zdecydowanie. Wolę być niż mieć i swoje „kieszonkowe” wciąż wydaję na przeżycia, a nie rzeczy – do tego stopnia, że…prawie nie mam się w co ubrać ;-)
Trzymam kciuki za realizację!
Natalia, chyba musimy się umówić na kawę/wino, jak będę w Warszawie przed maratonem w kwietniu.
Czytałam o Twoim postanowieniu- wow!
Co do książek, to czytałam ostatnio sporo non fiction: „Dobranoc Auschwitz”, „Bezsenność w Tokio”, „Beksińscy- portret podwójny”. Wszystkie polecam.
Co do minimalizmu, to zgadzam się. Ja też prawie nie mam się w co ubrać, co nie dotyczy oczywiście bieganie, choć i tu poczyniłam postępy, bo staram się biegać w jednej parze butów i na bieżąco zużywać, to co mam w zapasie.
Ja bardzo chętnie! Na razie wygląda na to, że będę w mieście, może uda mi się być wolontariuszką, to Ci podam jakiegoś banana :-)