Autor: Magda

Rok temu w tym samym miejscu debiutowałam na dystansie 21 km. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że bieganie tak bardzo mnie pochłonie. W związku ze zmianą aury z letniej na nieco bardziej jesienną, po tym biegu oczekiwałam wiele, a  nieśmiale liczyłam nawet na życiówkę. Ale od początku.
Impreza zaczynała się w sobotę-późno jak na półmaraton- bo start przewidziany był dopiero na 15. Pobudka była niespieszna i mniej stresująca niż zwykle, bo mieliśmy spory zapas czasu. Piątkowy wieczór zakończył się w sobotę o 2 i zamiast nawadniania wodą było wyśmienite różowe wino.
Na ostatnią chwilę dotarliśmy do biura zawodów po pakiet startowy (na koszulke techniczną się nie załapaliśmy) najuboższy z dotychczasowych bo składający się wyłącznie z numeru startowego, chipa i agrafek. Pod katedrą
w gronie innych biegaczy spędziliśmy dość długie chwile w oczekiwaniu na autobus, który miał nas zawieźć na miejsce startu w Ostrowie Lednickim.  Niespodziewanie zaczęło wiać 
i padać, a ja pożałowałam, że nie mam na sobie bluzy. Szczęśliwie pogoda stanęła po stronie biegaczy i na chwilę przed startem zaświeciło słońce.
Punktualnie o 15 wystartowaliśmy i było naprawdę znakomicie. Międzyczasy lepsze niż na poznańskiej połówce i dobre prognozy na życiówkę. I tak już byłam jej pewna, że jeszcze gdy doleciał do mnie M. trzymałam przyzwoite tempo,
a później jakby ktoś odciął mi wszelkie zapasy paliwa. M. poleciał dalej, ja zostałam, odpuściłam, zwolniłam, poddałam się. Może gdybym miała żel, albo połowę banana, ale nie zadbałam o to przed startem. Na 19 km. zaczęło lać jak z cebra, więc przyspieszyłam  i nawet udało mi się wyprzedzić kilku biegaczy. Przed samą metą na wysokości katedry czekał na nas tak stromy podbieg, że doleciałam do rynku resztkami sił z czesem netto 1:50:40. Liczę jednak na życiówkę w następnym półmaratonie poznańskim bo póki co, to miejsce sprzyja mi najbardziej.


Trasa
Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy trasa była trudna.
W obliczu ostatnich trzech, naprawdę wymagających półmaratonów, trudność tego półmaratonu była zdecydowanie najmniejsza. Jeśli zaś chodzi o scenerię, to tym mrazem byłam tak bardzo skupiona na biegu, że specjalnie nie kontemplowałam krajoobrazów.
Organizacja
Po 35. edycji tego biegu, spodziewałam się więcej. Tak jak wspomniałam, rozczarował brak pakietu startowego. Ponieważ zapłaciliśmy za późno, nie udało nam się załapać na koszulkę techniczną. Pakiet odbieraliśmy przed samym zamknięciem biura zawodów i widzieliśmy, że koszulek jest jeszcze sporo. Druga sprawa, która nie tylko mnie się nie podobała, to ruch otwarty dla samochodów. Mam wątpliwości, czy ktoś w ogóle kierował ruchem. Niektórzy kierowcy mając za nic wszelkie zasady bezpieczeństwa jechali zbyt szybko. Poza tym musieliśmy co chwilę zmieniać pas ruchu. Na koniec muszę jednak pochwalić medale, bo ten który dostałam w tym roku, jest jednym z najładniejszych jakie mam w swojej kolekcji.
W Biegu Lechitów pewnie wystartuję za rok. Nie jest to może trasa na życiówki (choć M. się udało), ale w porównaniu z zeszłym rokiem poprawiłam się na tej trasie o 12 min. Tymczasem nie mogę doczekać się maratonu, a na długie jesienne wieczory zakupiłam trochę makulatury do czytania. Zaczęłam już W miasteczku długowieczności i zapowiada się smacznie…