Kolejny intensywny, ale bardzo przyjemny weekend za mną. Sporo się działo, najwięcej oczywiście było biegania. Ale może najlepiej chronologicznie, od początku…
[gap height=”25″ /]
W podróż wyruszyłam już w czwartek. Pierwszym punktem mojego dłuższego weekendu był berliński koncert Justina Timberlake’a. Za dużo o tym koncercie pisać nie będę, bo wystarczy napisać, że był on genialny i fenomenalny. Wbrew temu, co niektórzy sądzą, jest to artysta, który naprawdę potrafi śpiewać na żywo, jeszcze lepiej się rusza, a cały show w połączeniu z orkiestrą sprawił, że koncert na pewno długo zostanie w mojej pamięci.
[gap height=”25″ /]
[gap height=”25″ /]
Wiedząc, że w niedzielę jest półmaraton w Hanowerze, nie wróciłam już do Poznania, a zostałam w piątek u taty w Berlinie. Uwielbiam to miasto, dlatego też na piątkowy poranek zaplanowałam bieganie. Mam jedną ulubioną trasę prowadzącą z mieszkania do Bramy Brandenburskiej. Ponieważ jest już przetestowana przeze mnie nie muszę się obawiać, że się zgubię ;).
Tak jak zaplanowałam, tak też pobiegłam. Wyruszyłam trochę później niż chciałam, bo dopiero około 9:30. Co ciekawe, temperatura była już dość wysoka, a słońce mocno grzało. Kto by pomyślał, że w kwietniu o poranku będzie już tak ciepło (i bardzo dobrze!). Biegłam przed siebie, wolno i bez jakiejkolwiek „spiny” czasowej. I takie bieganie chyba lubię najbardziej. Dookoła Kolumny Zwycięstwa oraz Bramy Brandenburskiej jest ogromny park Tiergarten. Jest tam mnóstwo pięknych ścieżek do biegania. Naprawdę nic, tylko biegać! Podczas mojej wycieczki minęłam Kolumnę Zwycięstwa i dobiegłam do Bramy Brandenburskiej, dookoła której było sporo turystów i ja wśród nich, spocona i w stroju biegowym. Piękne uczucie :D ! 
[gap height=”25″ /]
[gap height=”25″ /]
[gap height=”25″ /]
Wracając parkiem miałam nawet miły postój na schłodzenie – włączone było podlewanie, z którego i ja skorzystałam. Lodowata woda, która naprawdę mnie mocno zlała (myślałam że strumień jest mniejszy) była idealna. Naprawdę cieszyłam się jak małe dziecko. Kiedy pod koniec biegu bardzo zachciało mi się pić (niemądrze nie zabrałam ze sobą żadnych pieniędzy) wbiegłam do apteki, która znajdowała się na mojej trasie do domu, licząc na baniak z darmową wodą. Ku mojej ogromnej radości był! Wzięłam ze sobą jeden kubeczek i pobiegłam dalej. Razem wyszło 12,12 kilometrów radości i kilogram endorfin!
[gap height=”25″ /]
[gap height=”25″ /]
W sobotę rano wyruszyłam pociągiem do Hanoweru, który jest miastem partnerskim Poznania. Tym razem Kuba i ja oraz spora, niezwykle sympatyczna grupa Poznaniaków (o której zaraz napiszę więcej) zostaliśmy zaproszeni na półmaraton. Dzięki pomocy i organizacji pana Edwarda Dewuckiego, prezesa  SC Polonia Hannover, mieliśmy zagwarantowane nie tylko pakiety startowe i nocleg, ale również spotkanie z Burmistrzem Hanoweru oraz wspaniałą gościnę. 
Na dworcu spotkałam się z Kubą, który przyjechał prawie równo ze mną z Kolonii. Sam start biegu oraz Expo znajdowały się tuż przy ratuszu, czyli w samym centrum. W parę minut doszliśmy z dworca i mogliśmy odebrać nasze pakiety startowe, które były …dość ubogie. W foliowym worku dostaliśmy oprócz numeru startowego również sporo nikomu niepotrzebnych ulotek (słynna maratońska makulatura), opakowanie plastrów, gąbkę oraz żel energetyczny. Samo Expo znajdowało się w dużym namiocie, który przy wysokich temperaturach szybko zamienił się w saunę. Dlatego też szybko z niego uciekaliśmy. 
[gap height=”25″ /]
[gap height=”25″ /]
Przed Ratuszem spotkaliśmy się z Panem Edwardem oraz resztą poznańskiej delegacji. Była to grupa biegaczy z „Klubu Maratończyka Malta Poznań”, wśród nich Przemek Walewski, którego znam już od paru lat. Poznałam go przy okazji mojego pierwszego maratonu 2010 i który również pomagał mi w przygotowaniach do mojego debiutu. Miałam wrażenie, że wielu biegaczy znałam z widzenia (myślę, że głownie z biegów), ale dopiero w sobotę miałam przyjemność poznać ich osobiście. Grupa naprawdę świetnych, wesołych i miłych ludzi. Poznałam też Kasię, naszą czytelniczkę. Bardzo lubię te momenty, kiedy spotykam Was na żywo! 
Pan Burmistrz przywitał nas i poopowiadał podczas spotkania o mieście oraz partnerstwie Hanoweru i Poznania, które trwa już 35lat. Po spotkaniu, wspólnie z przedstawicielami SC Polonia Hannover oraz wesołą gromadą Poznaniaków zjedliśmy kolację. Zostaliśmy przez wszystkich bardzo mile przyjęci, za co raz jeszcze dziękujemy!
[gap height=”25″ /]
Po kolacji wróciliśmy z Kubą do hotelu. Pierwotnie mieliśmy wszyscy spać w jednym miejscu, jednak ze względu na to, że już w niedzielę musiałam wracać do Poznania zdecydowaliśmy zostać w hotelu, który był na tej samej ulicy co start i meta (jeszcze nigdy nie byłam tak blisko startu!) oraz w pobliżu dworca. Wieczorem poszliśmy jeszcze na małe prywatne pasta party, w bardzo przytulnym miejscu. To właśnie tam spotkałam Dietera Baumanna, znanego niemieckiego biegacza, który podczas Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku zdobył złoty medal. Z racji tego, że pan Baumann również pisze blog o bieganiu, jakoś nie bałam się poprosić o wspólne zdjęcie. Chwilę porozmawialiśmy, powiedział, że chce pobiec spokojnie na 3h15. Miałam to szczęście, że spotkałam go również na mecie i okazało się, że dokładnie z takim czasem udało mu się pokonać maraton. 
[gap height=”25″ /]
[gap height=”25″ /]
Po krótkim spacerze po mieście, wróciliśmy do  hotelu, w którym przygotowałam sobie listę muzyczną na półmaraton (na każdy bieg układam inną listę, to taka już moja mała tradycja) i poszłam spać. 
[gap height=”25″ /]
Ponieważ półmaraton zaczynał się dopiero o 10:30 (wcześniej, o 9:00 ruszali maratończycy), a my start naprawdę mieliśmy przed hotelem, nie musieliśmy się rano spieszyć, ani jeść śniadania o nieludzkiej porze. Wybraliśmy się na nie chwilę przed godziną 8:00. Większość osób na śniadaniu to oczywiście byli biegacze, grupa była bardzo międzynarodowa. Bułka z dżemem, croissant, dużo wody i espresso i byliśmy przygotowani na bieg. Poszliśmy zobaczyć jak startują maratończycy, po czym wróciliśmy na chwilę jeszcze do hotelu, aby następnie powrócić już na nasz start. 
 [gap height=”25″ /]
 [gap height=”25″ /]
Mieliśmy jeszcze trochę czasu, dlatego poszliśmy raz jeszcze na Expo, aby przepisać strefę startową. Pierwotnie mieliśmy grupę „D” (wynik powyżej 2h), która była na samym końcu. Udało się przepisać na grupę „B”, w której był zdecydowanie mniejszy tłok i można było lepiej wystartować. Zanim wyruszyliśmy spotkaliśmy jeszcze grupę z Poznania, wszyscy z dobrymi humorami. Życzyliśmy sobie powodzenia i równo o 10:30 wystrzeliliśmy.
 [gap height=”25″ /]
 [gap height=”25″ /]
 [gap height=”25″ /]
Umówiliśmy się z Kubą, że każdy biegnie znowu swoim tempem, dlatego widziałam go może jakieś 200/300metrów ;). Ja na początku pobiegłam trochę za szybko, ale się zreflektowałam i minimalnie zwolniłam. W nocy była burza, dlatego było duszno i słonecznie, a to nie są idealne dla mnie warunki. Przez pierwsze pięć kilometrów miałam znowu wrażenie, że twarz mi płonie, a głowa za chwilę wybuchnie. Na szczęście, a może nieszczęście momentami był też dość mocny wiatr, który przeszkadzał w biegu, ale też trochę chłodził. Po pierwszym punkcie odżywczym, kiedy napiłam się wody, biegło się już zdecydowanie przyjemniej. Ponieważ nie byłam specjalnie przygotowana na ten bieg, ani nie był on od początku roku zaplanowany w moim kalendarzu (ten 2014 jest wyjątkowo spontaniczny!) nie planowałam też życiówki. Oczywiście pojawiła się parę razy taka myśl, ale znowu postanowiłam, że nic na siłę. Biegłam tak, jak nogi niosły, a te niosły wyjątkowo dobrze. Od około 10 kilometra zobaczyłam przed sobą białą koszulkę z napisem „Poland” i wiedziałam od razu, że to Marita z Poznania, którą dzień wcześniej poznałam. Powiedziała mi, że jej córka nas czyta, dlatego jeżeli i ten wpis czytasz, to przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Ciebie! Marita stała się moim zającem, bo trzymała tempo, które mi odpowiadało. Trochę trzymałam się za nią (aby nie rozpraszać), potem z boku krok w krok. Biegłyśmy tak do około 14 kilometra. Tam chwycił ją skurcz (chyba?) widziałam w każdym razie, że chwyciła się za kolano i zwolniła. Odwróciłam się, pytając czy wszystko ok, ale Marita kazała biec dalej. Okazało się, że za mną biegł Piotr, również z Poznania (poniżej wspólne zdjęcie, tuż za metą). Dołączył do mnie i od tego momentu to on był moim nowym pacemakerem. Trzymał bardzo dobre tempo i biegło się naprawdę idealnie. I tak już biegliśmy do końca razem, ramię w ramię. Na wszystkich punktach żywieniowych, nawet tych pod koniec, piłam wodę, bo czułam, że tego potrzebuję. Dzięki temu oraz towarzystwu Piotra pod koniec biegu nie było żadnego kryzysu nawet na tych ostatnich kilometrach, których niby coraz mniej, a jednak czasami się dłużą. Im bliżej mety, tym więcej kibiców. Na ostatniej prostej udało się jak zwykle odzyskać jeszcze dodatkowe siły i wbiec sprintem na metę. Zegarek pokazał czas 1:51:37.  Czas bardzo zbliżony do tego z Berlina, to najwyraźniej jest mój czas w półmaratonach w 2014 roku. Z biegu jestem zadowolona. Nie było kryzysu, trasa była przyjemna (dwa podbiegi, poza tym płaska), towarzystwo i wsparcie świetne. Oczywiście nie wspomniałam o tym, że pisałam znowu krótkie smsy informacyjne z Kubą. Informował mnie co pięć kilometrów o tym, gdzie jest i o ewentualnych utrudnieniach (czytaj podbiegi). Wszyscy się dziwią, jak potrafimy pisać ze sobą smsy podczas biegu, ale jak widać potrafimy. Ja dzięki temu jestem spokojniejsza, bo wiem, że wszystko dobrze z bratem. Kuba ukończył półmaraton z pięknym wynikiem 1:34:34 – tym razem nie życiówka, ale przecież nie można co bieg robić życiówek, bo się jeszcze potem w głowach poprzerwaca! ;) A czas tak piękny, że chciałabym kiedykolwiek taki wynik zobaczyć na mecie półmaratonu.
 [gap height=”25″ /]
 [gap height=”25″ /]
 [gap height=”25″ /]
Podsumowując, półmaraton w Hanowerze jest bardzo przyzwoicie zorganizowanym biegiem. Punkty żywieniowe były dobrze zorganizowane (przynajmniej nie przypominam sobie żadnych większych problemów), co ciekawe pierwszy chyba raz widziałam na trasie oprócz wody również coca colę. Ta może bardziej przydała się maratończykom, gdyż co ciekawe, trasa w paru miejscach łączyła się z trasą maratonu. Potem parę razy się znowu dzieliła, aby ponownie połączyć. Poza tym w dwóch punktach żywieniowych (już bardziej pod koniec trasy) oprócz bananów i jabłek rozdawany był również arbuz (raz nawet wzięłam, był przepyszny!). Na mecie czekał na nas kolejny medal, o wiele ładniejszy niż ten z Berlina. 
  [gap height=”25″ /]
 [gap height=”25″ /]
 [gap height=”25″ /]
Chciałam podziękować Kubie, za kolejny świetny wspólny bieg, za świetny weekend, za dużo śmiechu i najprzystojniejszą reklamę „Kobiety biegają”! Poza tym serdeczne podziękowania dla Pana Edwarda za zaproszenie i organizację całego wyjazdu. Wiem, że ogarnięcie tylu osób na raz wcale nie jest łatwym zadaniem, dlatego raz jeszcze dzięki! Kasiu, Tobie gratuluję świetnego biegu i uśmiechu na mecie! Udało się! Wielkie gratulacje również dla Konsula Sorgowickiego, który pracuje i mieszka w Hamburgu, a do Hanoweru przyjechał, aby pobiec tu swój debiut półmaratoński. Brawo, piękny czas! Na koniec, last but not least, bardzo serdecznie dziękuję wszystkim biegaczom „Klubu Maratończyka Malta Poznań”. Jesteście świetni i cieszę się, że miałam przyjemność Was poznać. Gratuluję Wam, bo wszyscy zrobiliście kosmicznie dobre czasy (brawo Irek za 3:13 na maratonie, chciałabym tak dobrze wyglądać na mecie z takim czasem!). Biegacie tak świetnie, że czas chyba z Wami potrenować! Marita i Piotr, raz jeszcze dziękuję za zającowanie i towarzystwo. To dzięki Wam nogi tak dobrze niosły! Cała Wasza grupa po raz kolejny uświadomiła mi, że biegacze to jednak jedna wielka pozytywna rodzina, która wzajemnie sobie pomaga! Dzięki!
 [gap height=”25″ /]