–>
–>

 Sobotnie popołudnie. Ubieram getry, bluzę, kurtkę. Twarz zamiast podkładem maziam tłustym kremem. Włosy czeszę w wysoką kitkę, trzykrotnie związując gumką. Jeszcze tylko ipod, ciepły szal i mogę lecieć. Dwugodzinny bieg mija szybko. Pierwsze 10 km dłuży się najbardziej. Później myślom towarzyszy starannie dobrana muzyka. Ciało nie buntuje się, robi co mu każę. Co jakiś czas mijam innych biegaczy. Pozdrawiamy się skinieniem głowy. Z reguły trenują samotnie, swoim tempem, pogrążeni w myślach. A myśleć podczas biegania jest najlepiej. Projektować przyszłość, przeklinać przeszłość i wpadać na „genialne“ pomysły. Bieganie sprzyja kreatywności. Jeśli długiemu wybieganiu towarzyszy akurat piękna pogoda, to mam szansę podziwiać wędrówkę słońca za linię horyzontu. Niebo zdobi wtedy feria ciepłych barw.

  
Czasem wiatr smaga nieprzyjemnie twarz. Wtedy przyspieszam, aby jak najszybciej dostać się do domu. Popołudnie zamienia się wieczór. Wracam i zamiast zmęczenia czuję jak wstępuje we mnie nowa siła. Brunatna od wysiłku twarz, powoli odzyskuje swój blady odcień. Tak jest niezmiennie od roku. Wiele się zmieniło i zaryzykuję twierdzenie, że zmieniło się dzięki bieganiu. Przemiana miała wymiar nie tylko cielesny, ale przede wszystkim duchowy. Rok temu cierpiałam na niedobór pewności siebie. Dzięki bieganiu uzupełniłam braki. Wreszcie wyświechtany slogan Chcieć to móc, przybrał rzeczywiste kształty, Zapomniałam o tak prozaicznych rzeczach jak cellulit kolonizujący uda, zapomniałam o tych trzech kilogramach, których za licha nie mogłam zgubić. Nie muszę już wybierać między kaloryczną lazanią a szczupłą talią. Nie staszne mi chandry, sezonowe niby-depresje – poziom endorfin utrzymuje się na ponadprzeciętnym poziomie. Pewnie, że są kryzysy, jest nuda, popadam w marazm. Biegam wtedy gorzej, bez zaangażowania, od niechcenia. To mija. W chwilach słabości motywuję się małą nagrodą po biegu. Działa. Czasem żałuję, że nie zaczęłam kilka lat wcześniej. Idę tym tropem i gdybamzastanawiając się, gdzie bym dzisiaj była.
    
Za co jeszcze uwielbiam bieganie? Za to jak dyscyplinuje codzienność, mimowolnie staje się przyjemną rutyną porządkującą dzień.
   
Biorę długą, gorącą kąpiel, niespiesznie dopełniam pobiegowego rytuału i parzę ulubioną mleczną kawę. Delektując się jej przyjemną goryczą, widzę siebie na mecie drugiego maratonu.