Choć za nami już niemal połowa anno domini 2015, postanowiłam podzielić się moimi startowymi przemyśleniami oraz zdradzić, gdzie jeszcze mnie nogi poniosą (choć tego, to chyba nawet głowa nie przewidzi). Od kiedy moje życie zostało zrewolucjonizowane obecnością małego człowieka, stałam się raczej osobą, która lubi mieć wszystko zaplanowane. Jak wiadomo małe dzieci lubią rutynę i magię rytuałów. To trochę wbrew mojej naturze bo ja potrzebuję wciąż nowych bodźców, ale przez tych kilka miesięcy udało mi się podporządkować powtarzalności kolejnych dni.

Mam za sobą już kilka pociążowych startów i z pełnym przekonaniem mogę napisać, że to startowanie jest już zupełnie inne. Przede wszystkim musimy jakoś pogodzić logistykę startową z obecnością młodzieży, a kto nie ma dziadków w zasięgu wzroku, ten wie, o czym mówię. Przed półmaratonem poznańskim tak bardzo się denerwowałam, że nastawiłam piewszy budzik już na 5.30, choć wszystko już miałam gotowe, a od linii startu dzieliło mnie zaledwie kilka kilometrów. W tym roku postanowiłam zatem ograniczyć starty do minimum i wybierać raczej krótsze biegi, bliskie miejscu zamieszkania. Oczywiście nadal mam marzenia, aby startować w najodleglejszych zakątkach świata, ale wierzę, że na to przyjdzie jeszcze i czas, i pieniądze. Tymczasem muszę się zadowolić tym, co mam w zasięgu ręki.

W tym roku planuję przebiec jeszcze dwa półmaratony i będą to najprawdopodobniej:

  • tradycyjnie półmaraton w Chrzypsku Wielkim (lipiec), który uwielbiam za to, że ma piękną, choć trudną, malowniczą trasę. Jest to mała impreza biegowa, po której można schłodzić się w jeziorze, wypić piwo i zjeść gofra lub rybę.
  • półmaraton w Pile- 25. Półmarathon Philips Piła (wrzesień) lub Bieg Lechitów w Gnieźnie. Przyznam, że wolałabym spróbować swoich sił w Pile. Dwa razy biegłam Bieg Lechitów i nie mam dobrych wspomnień z tych biegów. Z pewnością przyda mi się start kontrolny przed maratonem i myślę, że w najbliższych tygodniach zdecyduję się właśnie na któryś z biegów.
  • 16. PKO Poznań Maraton (październik), to jest bieg, na który czekam i do którego powoli się przygotowuję. Na pewno będę atakować życiówkę z Berlina (3:53:XX), ale jeszcze za wcześnie, by pisać na jaki czas chcialabym pobiec.

W zasadzie to tyle i tylko tyle. Chciałabym wystartować jesienią w biegu na 10 km, aby w końcu złamać te przeklęte 45 minut, z którymi ostatnio walczyłam trzykrotnie. Być może po drodze pojawią się jeszcze jakieś spontaniczne starty, w których pobiegnę treningowo. Tegoroczny kalendarz jest ubogi, ale niestety nie mam już miejsca na medale ;). A tak poważnie, to aktualnie, oferta imprez biegowych jest tak bogata, że właściwie w każdy weekend można gdzieś startować. Ja jednak jestem zwolenniczką umiaru. Start, to zawsze dla mnie jakiś stres, a mając małe dziecko, po prostu nie mogę wyjść sobie z domu, kiedy chcę i wrócić, kiedy chcę. Wiąże się to raczej ze starannym planowaniem. Myślę, że następny rok będzie pod tym względem nieco łatwiejszy bo przede wszystkim przestanę karmić. Dodam w sekrecie, że zarejestrowałam się na Virgin Money London Marathon 2016 i byłoby cudownie gdyby tym razem udało mi się dostać miejsce, także trzymajcie kciuki (raz moje zgłoszenie zostało już odrzucone, chlip chlip). Jeśli chodzi o Londyn, to na pewno będę próbować do skutku bo zaliczenie World Marathons Majors jest moim życiowym celem. Póki co Berlin odhaczony.