Są takie biegi, które po prostu mają w sobie „to coś”. Bieg Lwa jest właśnie jednym z nich. W sumie nie chciałam pisać relacji z tego półmaratonu, ale po wczorajszym dniu postanowiłam jednak napisać parę słów. W tym roku odbyła się już czwarta edycja biegu. Startuję w nim od samego początku i za każdym razem jestem coraz bardzo zadowolona z jego organizacji. Nic dziwnego, że w tym roku pakiety startowe zniknęły niczym ciepłe bułeczki.

Do Tarnowa Podgórnego dotarliśmy wspólnie z Asią, Martą i Maciejem chwilę po godzinie 12:00. Bez problemu znaleźliśmy miejsce i poszliśmy do biura zawodów po pakiety. Jak co roku, na terenie szkoły oraz przy stadionie odbywał się wielki festyn, który tętnił życiem. Odbiór pakietów poszedł błyskawicznie, nie było żadnych kolejek. Skoro już o pakiecie mowa, to ten również był dość bogaty – koszulka, plecak, opakowanie kawy, opakowanie moich ulubionych wafli kukurydzianych i ryżowych. Ponadto na mecie każdy otrzymywał medal oraz pakiet regeneracyjny. W nim była wodą, izotonik, dwa batoniki, banan i jabłko. To było na mecie, ja wrócę jednak jeszcze do początku. ;) Nasze rzeczy zostawiliśmy w depozycie, który również działał bardzo sprawnie. Pomimo, że do startu mieliśmy sporo czasu, ten minął przyjemnie, bo naprawdę sporo się tam działo. Było wiele atrakcji dla dzieci i nie tylko, były znowu traktory (Justyna pozdrawiam! :D #kobietynatraktory!). Działo się, jak co roku. O godzinie 13:30 spotkałyśmy się różową grupą, aby zrobić sobie wspólne zdjęcie. Miło, że jest nas coraz więcej! Liczę na to, że niedługo nie zmieścimy się na zdjęciu. ;) Chwilę porozmawiałyśmy, dodałyśmy sobie wzajemnie otuchy i powoli ruszyłyśmy do strefy startowej.

lew2
Ładne serduszka dostałam? ;)

 

zdjęcie 5

Stety niestety było gorąco i mocno świeciło słońce. W zasadzie nie zdziwiło mnie to, bo tak samo było w poprzednich latach. Ja, jak może już kojarzycie, nie przepadam za biegami w upale, dlatego też chciałam wystartować bez jakichkolwiek założeń czasowych. Wiedziałam, że na życiówkę raczej mnie w takich warunkach nie stać, postanowiłam więc pobiec na tyle, na ile będę miała siły. Wystartowaliśmy punktualnie o godzinie 14:00. Trasę znam bardzo dobrze i wiedziałam, że raczej nic mnie nie zaskoczy. Na początku lekki podbieg, potem trochę zakrętów, potem długa prosta, znowu parę zakrętów… i tak trzy razy. Proste! Na trasie było mało cienia i tego się bałam. Jednak ku mojemu zaskoczeniu choć czułam, że robi się coraz cieplej, to od początku biegło mi się całkiem nieźle. Tak dobrze, że nie wiem kiedy minęła pierwsza runda.

Punkty z wodą były mniej więcej co 3,5 kilometra. Była też niezastąpiona pomoc mieszkańców Tarnowa Podgórnego. Już z zeszłych edycji pamiętałam, że kibiców było zawsze dużo. Jednak to, co działo się tam wczoraj przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Co chwilę był ktoś, kto polewał nas wodą. Było też bardzo dużo „prywatnych” punktów z piciem, to było niesamowicie miłe. Praktycznie na całej trasie byli też kibice, którzy głośno dopingowali, a nie ukrywam, że ten doping się wczoraj przydał.

Drugą rundę nadal biegło się całkiem dobrze, udało się cały czas utrzymywać stałe tempo. Nie spoglądałam zbyt często na zegarek. Biegłam na tyle, na ile miałam sił. Kolejne siedem  kilometrów i znowu to samo: słońce, upał, doping znajomych i nieznajomych, zakręty, zbiegi, lekkie podbiegi, kurtyny wodne, punkty z wodą. Chyba w połowie minęli mnie pierwsi zawodnicy i choć nie towarzyszyli mi zbyt długo, to i tak miło było ich zobaczyć. ;) Kiedy po raz kolejny przebiegłam przez bramę startu i rozpoczęłam trzecią rundę cieszyłam się, że to już ostatnia. Coraz bardziej zaczęłam odczuwać wysoką temperaturę i zmęczenie. Na szczęście wiedziałam, co mnie czeka i potrafiłam mądrze rozłożyć siły. Przebiegałam przez każdą kurtynę wodną i dwukrotnie skorzystałam z dodatkowych punktów z wodą, zwyczajnie robiło się już za ciepło. Na szczęście mimo zmęczenia kilometry mijały nadal dość szybko. Potem już tylko ostatni sprint na stadionie (świetnie się te ostatnie metry tam biegnie) i ukochana meta!

Bieg ukończyłam z czasem 1:46:55 (czas netto), co bardzo mnie cieszy i jest o wiele lepszym wynikiem, niż zakładałam. To chyba pierwszy mój bieg, w którym to ja pokonałam upał, a nie na odwrót. To był po prostu dobry dzień na bieganie, oby więcej takich.

 zdjęcie 3

I to by chyba było na tyle. Szybki bieg, to i szybka relacja. ;) Standardowo jeszcze parę słów na sam koniec. Chciałabym pogratulować wszystkim, którzy wczoraj startowali, bo łatwo nie było! Oczywiście wielkie gratulacje dla wszystkich „biegających kobiet”. Ponadto gratuluję i dziękuję organizatorom za bardzo udany bieg, dziękuję też wolontariuszom za sprawną pracę. Wielkie podziękowania dla kibiców za hałas i wsparcie (za hałas szczególnie dziękuję znajomym Night Runnersom oraz Ewelinie i Dianie!) oraz wszystkim mieszkańcom Tarnowa Podgórnego za to, co dla nas zrobili. Dobrze wiedzieć, że istnieje jeszcze coś takiego jak bezinteresowna pomoc. ;)

Cieszę się, że udało mi się spotkać tylu znajomych, wielu których naprawdę od dawna nie widziałam. Milo było z Wami się powygłupiać, pośmiać, porozmawiać i z Wami pobiegać. Bieganie naprawdę łączy ludzi!

Choć nadal nie przepadam za biegami w takich wysokich temperaturach, to już nie mogę doczekać się kolejnej edycji. Mam tylko nadzieję, że zdążę się zapisać…

zdjęcie 4