Czasu u mnie w tym tygodniu jak na lekarstwo. Na bieganie także. W tej materii nic się nie zmieniło od poprzedniego. Żeby jednak godnie go zamknąć, powtórzyłam dystans sprzed tygodnia.  Nie o tym jednak chciałam dzisiaj pisać. Bo trening jak trening – podobny do innych, dla przyjemności biegania, bez kontrolowania tempa. Za to dużo myślenia. I mocne postanowienie, że nadchodzący tydzień upłynie pod znakiem treningów. Cel to 65 km. I mam nadzieję, że mnie z tego rozliczycie. Nie od dziś wiadomo, że publiczne deklaracje zobowiązują jak mało co.

Prawie tygodniowa biegowa abstynencja nie zrobiła mi dobrze. Tak bardzo weszło mi już w krew to moje bieganie, że nie potrafię usiedzieć długo bez ruchu. Spacer po bułki to nie to samo. Wiem, że przecież zawsze są poranki, można wstać z kurami i godnie powitać dzień biegając właśnie. Ja jednak nie lubię wychodzić na trening bez śniadania i kawy. Tak już mam i to się pewnie nie zmieni.
Jak już wspominałam za tydzień mam start na 10 km., a do każdego startu podchodzę dość poważnie. Nie mam jeszcze na koncie imprezy na tym dystansie, a więc szczególnie zależy mi na złamaniu 52 minut z tegorocznego półmaratonu.
A teraz mały off – topic. W związku z coraz wyższymi temperaturami, poszukuję nowego odzienia. Nowe buty już są, ale potrzebuję dobrego stanika, koszulki/topu i nowych spodenek. W przyszłym tygodniu planuję zatem wyprawę do sklepów sportowych, poprzedzoną solidnym research’em (zajawiam, że o tym będzie osobny wpis).