fot. Piotr Oleszak
fot. główne: Piotr Skórnicki, Gazeta Wyborcza
Wraz z Zosią uznałyśmy, że moment, w którym się obecnie znajdujemy sprzyja promowaniu małej przedsiębiorczości, a w szczególności autorskich kobiecych biznesów. To właśnie one potrzebują teraz naszego wsparcia bowiem w obliczu epidemii  i recesji wiele z nich zagrożonych jest zamknięciem.
Cykl otwiera Zoffee, którą wielu z Was doskonale zna. Ta mała urocza kawiarnia skryta w zielonych zakątkach willowego Sołacza, to biznesowe dziecko Zosi i Marcina. Prowadzona z pasją, z miłości do kawy i rzemieślniczych wypieków tworzonych od podstaw przez właścicieli, zjednała sobie nie tylko mieszkańców wspomnianej dzielnicy, ale poznaniaków w ogóle. Klienci doceniają ją za kameralny charakter oraz przyjazne nastawienie do biegaczy i psiaków. Zapraszamy do lektury.
1. Dlaczego zdecydowałaś się na otwarcie kawiarni?
– To był taki moment w moim życiu, w którym bardzo potrzebowałam zmiany. Przede wszystkim pracy, z której nie byłam zadowolona. Praca w biurze od 8-16 jakoś mnie męczyła, ograniczała, nie pozwalała na kreatywność, nudziła. Nie czułam się tam spełniona. Miałam wrażenie, że marnuję swoje życie i w tych ośmiu godzinach mogłabym zrobić zupełnie coś innego. Wykorzystać życie, spędzić je po swojemu. Chciałam też sprawdzić, czy dam radę prowadzić własny biznes. Wiedziałam, że pracy będzie więcej, ale satysfakcji również. Kiedy próbować, jak nie teraz.  W tym samym czasie zobaczyłam, że lokal który zawsze uważałam idealny na małą kawiarenkę, jest do wynajęcia. Zainteresowałam się tematem i jak się okazało, że mogę go wynająć, to złożyłam wypowiedzenie.
Aha, w sumie nie wspomniałam, że kocham kawę i uwielbiam kawiarnie. Wybór biznesu był więc dość oczywisty. 
 
2. Wybór miejsca nie był przypadkowy. Opowiedz dlaczego właśnie Sołacz i dlaczego konkretnie to miejsce wybrałaś?
 
– Mieszkam na Sołaczu (prawnie non stop) od urodzenia i jest to miejsce, w którym czuję się bardzo dobrze. To tutaj biegam, tutaj chodzę z psami na spacery.  Marzyło mi się sołackie, fajne miejsce z kawą, do którego można wskoczyć po sąsiedzku. W drodze na spacer z psem, albo po treningu – świetna sprawa! Przecież nie zawsze chce mi się jeździć do centrum po kawę. Chciałam stworzyć coś na wzór tych małych włoskich kawiarenek, gdzie każdy się zna z każdym, wpada rano przed pracą po kawę. Od dwóch lat (Zoffee otworzyliśmy w czerwcu 2018) spędzam 99% czasu właśnie na Sołaczu, poznałam też mnóstwo sąsiadów, których wcześniej nie znałam. Bardzo dobrze mi z tym. 
 
3. Jak wygląda Twój typowy (lub nietypowy) dzień w Zoffee?
– Fajnie zadane pytanie, bo w sumie dni są dość podobne, a jednak każdy jest inny. Nasz dzień zaczyna się wcześnie rano, bo większość naszych wypieków robimy od rana. Nie ma przecież niczego lepszego od ciepłej drożdżówy! Zanim jednak ruszamy piec, musimy zjeść śniadanie i wyjść z psami na spacer (to bardzo ważny element poranka ;) ). Marcin, mój mąż, pomaga mi rano i rusza do swojej pracy. Pomaga, to w sumie mało powiedziane. Część wypieków robi on (np. te piękne bezy, którymi wszyscy się zachwycają), część ja. Dzielimy się obowiązkami, bez tego byśmy nie zdążyli ogarnąć wszystkiego. Potem zostaję sama i to tam spędzam mój dzień. Fajnie jest mieć już stałych klientów, którzy wpadają na kawę prawie codziennie. Mam pamięć do twarzy, co przydaje się w kawiarni – wystarczy, ze widzę kto wchodzi i już wiem, co robić. ;) 
Po zamknięciu trzeba wszystko posprzątać, czasami też przygotować coś na następny dzień, ogarnąć zakupy, rachunki, płatności. Trochę tego wszystkiego jest, ale im więcej obowiązków, tym lepsza organizacja, przynajmniej w moim przypadku. Czasami faktycznie pracy jest za dużo, ale dzisiaj siedząc od trzech tygodni w domu, naprawdę za tym tęsknię. 
 
4. Jak łączysz bieganie z prowadzeniem własnego biznesu, w dodatku w wymagającym sektorze gastronomicznym? Nasi Czytelnicy z pewnością pamietają Twoje ostatnie biegowe osiągnięcia, a przecież taka forma wymaga sporych poświęceń, podobnie zresztą jak prowadzenie własnej kawiarni. 
– Tak jak napisałam wyżej, im więcej mam obowiązków, tym jestem lepiej zorganizowana. Początki wcale nie były łatwe, bo pracy było bardzo dużo i musiałam trochę przeprogramować swoją codzienność. Wtedy też biegałam mniej, ale cały czas starałam się trenować minimum trzy razy w tygodniu. Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do „nowego życia” i mimo dużej ilości obowiązków był czas również na przyjemności. 
Bieganie jest dla mnie bardzo ważną częścią życia i nie umiałabym z niego zrezygnować. Nie zmuszam się do biegania (no może czasami, kiedy czeka mnie jakiś trudny trening ;) ), ja go potrzebuję. To dla mnie dobry czas na odstresowanie się, odreagowanie po całym dniu, czas w którym jestem sama ze sobą i mam ciszę. To śmieszne, ale jak cały dzień rozmawia się z ludźmi, to ta cisza jest bardzo potrzebna. Więc to bieganie jest dla mnie tak naturalne, że nie muszę go jakoś szczególnie łączyć z prowadzeniem kawiarni. Oczywiście, potrzebna jest samodyscyplina. Trzeba dobrze zaplanować dzień. Jak wiem, że nie dam rady pobiegać wieczorem, to wstaję wcześniej i robię to rano. To wszystko kwestia chęci, ja na bieganie prawie zawsze znajdę czas. Ale żeby nie było – bardzo słucham też swojego organizmu, jak czuję że nie mam sił, to odpuszczam. 
Pamiętam jak na samym początku bardzo często słyszałam słowa „To coooo, teraz już pewnie nie ma czasu na bieganie?”. Strasznie mnie te pytania denerwowały, bo godzinę na trening można zawsze znaleźć. Wystarczy po prostu chcieć. To aż tyle i tylko tyle. 
 
5. Zoffee jest miejscem przyjaznym biegaczom oraz psiakom. Czy faktycznie kawiarnia przyciąga pasjonatów biegania oraz osoby spacerujące z czworonożnymi przyjaciółmi?
– Oooj tak i to jest super! Jesteśmy blisko parku Sołackiego i Rusałki a to słynne biegowe ścieżki w naszym mieście, dlatego często wpadają do nas biegacze. Niektórzy w trakcie biegania – na szybkie espresso – inni po treningu, aby po dobrym bieganiu uzupełnić kalorie (po takim biegu polecam drożdżówę z czarną kawą…mmm!). Nikogo już chyba nie dziwią goście w leginsach czy obłoconych butach. ;) Nasza mała przestrzeń zachęca też do długich dyskusji, a wiadomo że o bieganiu można gadać i gadać i gadać…
Co do psiaków, to mamy też już stałych klientów! Na przykład wielki Concorde przychodzi do nas prawie codziennie (pozdrowienia, może akurat to czyta ;) ). Staram się wszystkim pieskom robić zdjęcia, te trafiają potem na naszego Instagrama. Są i takie psy, które podczas spaceru zatrzymują się przy naszych schodach i nie chcą iść dalej, więc chyba czują się u nas dobrze. Aha, no i chyba nie muszę dodawać, że o zwierzakach też można dłuuugo rozmawiać. ;)
 
6. Czego nauczyła Cię praca w kawiarni?
– W sumie nie wiem od czego zacząć, bo nauczyła mnie na pewno bardzo dużo. Nauczyła mnie dużej odpowiedzialności, dobrej organizacji dnia, no i … nauczyła mnie prowadzić własny biznes. Dowiedziałam się też sporo o sobie, to bardzo cenna wiedza. Potrzebna też w innych momentach życia. Tak naprawdę każdy dzień uczy mnie czegoś nowego i to jest w tej pracy takie fajne. 
 
7. Jakiej rady udzieliłabyś osobom marzącym o własnym biznesie działającym w obszarze gastronomii? 
– Pewnie zaczęłabym od tego, że trzeba się bardzo dobrze zastanowić, czy jest się gotowym na prowadzenie własnego biznesu. Wydaję się, że bycie swoim szefem jest super, ale to kawał ciężkiej pracy. Wszystkie decyzje trzeba podejmować samemu, pracuje się tak naprawdę zawsze, nawet nie będąc w pracy. Gastronomia to jeszcze inny temat, bo gastronomia pracuje przecież zawsze – weekendy, święta. Jeżeli ktoś jest introwertykiem, to raczej nie polecałabym otwierania kawiarni, bo w takim miejscu ma się ciągle kontakt z ludźmi. ;) Taka praca to dużo stresu i o tym również trzeba pamiętać. Dobrze jest mieć kogoś do pomocy. Ja bez wsparcia Marcina nie dałabym rady.  
Minione tygodnie pokazały też, że nic nie jest pewne i nagle wszystko może się zmienić. W moim przypadku z dnia na dzień musiałam zamknąć kawiarnię. Tego raczej nikt nie mógł przewidzieć, ale trzeba umieć reagować w takich momentach. 
 
8. Wiem, że Zoffee ma sporo swoich stałych klientów. Jak myślisz, dlaczego wracają do Ciebie?
– Jak to dlaczego? Bo mamy najlepszą kawę w mieście! (śmiech)
A tak naprawdę bardzo mnie to cieszy, że mamy naprawdę dużo stałych klientów. To pewnie dlatego, że w Zoffee panuje jakaś wyjątkowo dobra atmosfera. To pewnie zasługa pięknego Sołacza, tej dobrej kawy, o której wspomniałam i pozytywnej energii, którą staramy się z Marcinem przekazywać naszym gościom. Myślę, jednak że na to pytanie najlepiej odpowiecie Wy, Czytelnicy. Czekam zatem na komentarze! 
fot. Małgorzata Opala