Nie pamiętam, kiedy ostatnio z taką radością siadałam do wpisu na blog. Nie, żeby kiedykolwiek by mi to nie sprawiało przyjemności, dzisiaj jednak wyjątkowo chce mi się pisać. 
Po bardzo intensywnym dniu, w którym załatwiłam więcej spraw, niż w całym zeszłym miesiącu, nareszcie usiadłam i mogę chwilę odsapnąć. Siedzę w pociągu Eurocity, który już za dwie godziny dowiezie mnie do Berlina. Miejsce obok jest na szczęście puste (nie muszę się bać, że ktoś zacznie mi czytać przez ramię), w słuchawkach leci ulubiona, inspirująca muzyka. W torebce leży książka, która czeka na to, abym wzięła ją do ręki i kontynuowała. Od paru dni pochłonięta jestem dziełem Adharananda Finna, które niedawno pojawiło się w księgarniach. TAK! Chcę się dowiedzieć, jak „dogonić Kenijczyków”, w końcu ta wiedza może mi się przydać już w nadchodzącą niedziele ;).

Berlin-Warszawa Express i ja ;)

            Zastanawiam się, jak to się stało. Przed chwilą jeszcze zaspy śniegu (bardzo dobrze, że już ich nie ma!), a teraz Poznań zielony, wiosenny, chwilami nawet tropikalny. Minęło siedem tygodni od maratonu w Rzymie, mam wrażenie, że był niedawno, a jednak wydaje mi się bardzo odległy. Fakt, to było tak dawno temu, a jednak już nadszedł ten moment. Siedzę w pociągu, a prawdopodobnie, jak będziecie czytać ten wpis, będę już w samochodzie w drodze do Pragi. Zaledwie trzy dni dzielą mnie od kolejnej walki, którą stoczę z dystansem maratońskim. Nie ma co dużo pisać – obawy są, jak przed każdym maratonem, podobne. Jak zawsze jest ogromny respekt przed 42,195km. Mam sporo myśli w głowie. Zastanawiam się, jaka będzie pogoda. Uwielbiam ciepło i słońce, jednak biegi w wysokich temperaturach nie należą do najłatwiejszych. Zastanawiam się, jaka będzie trasa, jak poradzę sobie z podbiegami, co na to moje kolano i czy przypomni o sobie podczas biegu. Ciekawa jestem, jak mój organizm poradzi sobie z maratonem, niecałe dwa miesiące po Rzymie… Zobaczymy. Co będzie, to będzie. Nie ma co gdybać, już zaraz się przekonam. W Pradze będę pierwszy raz w życiu i cieszę się, że będę mogła ją zwiedzić biegnąc. Z tego co zdążyłam sprawdzić, to trasa jest ciekawa i prowadzi przez najładniejsze miejsca tego miasta. Jadą ze mną moi najwierniejsi kibice – rodzice i brat. Już teraz wiem, że będą najlepszym dopingiem na trasie i to właśnie dla nich będę pędziła w stronę mety! ;) Mam nadzieję, że i Wy chwilę o mnie pomyślicie w niedzielę.



            Czas kończyć, książka wzywa! Wszystkim tym, którzy 12 maja również będą biegli w zawodach życzę powodzenia. Postaram się być tak pilna, abyście już w poniedziałek mogli przeczytać relacje z maratonu w Pradze. Tymczasem, trzymajcie mocno kciuki, przydadzą się!