Magda

6:30

Swój dzień zaczynam dość wcześnie. Moja poranna rutyna to oczywiście błyskawiczne doprowadzenie się do stanu, w którym bez wstydu pokażę się innym. Zawsze wstaję za późno, więc na ubieranie się i makijaż poświęcam maksymalnie 15 – 20 minut. Rano przemywam twarz tonikiem, nakładam krem z fitrem 50+, a następnie odrobinę kremu BB, różu, rozświetlacza i tuszu do rzęs. Stałym punktem poranka jest śniadanie, bez którego nie ruszam się z domu. Na co dzień jem owsiankę z dużą ilością sezonowych owoców, czekoladą, rodzynkami i orzechami. W weekendy, kiedy mam więcej czasu, przygotowują coś bardziej pracochłonnego – ostatnio jest to szakszuka. Rano przygotowuję jeszcze L do przedszkola. Często przygotowania obejmują także trudne negocjacje z czterolatkiem.

7:40

Wszyscy razem opuszczamy mieszkanie. Ja jadę rowerem prosto do pracy i jak dla mnie i dzięki temu porannemu rozruchowi mam więcej energii przez cały dzień. Pracuję jako PR- owiec, odpowiadam także za działania contentowe, zatem kreatywność i świeży umysł, to w mojej pracy konieczność bo każdy dzień jest praktycznie inny.

16:15

O tej godzinie kończę pracę i jeśli nie mam nic do załatwienia, ruszam prosto do domu. Po drodze jadę na małe zakupy. Po przyjściu przebieram się w dres i od razu zaczynam gotować obiad. Efekt kulinarnych działań uzależniony jest oczywiście od czasu, chęci i planu dnia. Kiedy ja gotuję, chłopaki wracają z pracy i przedszkola. Po obiedzie spędzamy razem czas – idziemy na rower albo robimy coś w domu – tutaj wiele zależy od pogody.

18:30

Asystuję L. podczas kąpieli, która trwa czasami pół godziny. Następnie zabieram się za prace domowe: odkurzam mieszkanie, robię pranie, a dwa razy w tygodniu prasuję. Każda mama przyzna mi rację, że dwie ostatnie czynności przybrały na intensywności odkąd latorośl rozpoczęła przedszkole. Nie są to moje ulubione czynności i chętnie sprezentowałabym je komuś innemu.

19:15

Ogarniam sprawy blogowe – odpisuję na maile, komentarze, wrzucam zdjęcia.

19:40

Kładę L. spać. Niestety obecność mamy podczas zasypiania jest obowiązkowa. Czekam na niezależność także w tym obszarze życia mojego czterolatka.

20:00

Latem to jest pora, o której wychodzę biegać. Wciąż jest jasno, a upał nie doskwiera już tak mocno jak wcześniej. To w zasadzie jedyny czas w ciągu dnia, całkowicie mój. Dla mnie to moment medytacji, wyciszenia i totalnego relaksu. Uwielbiam te letnie wieczory i zupełnie nie przeszkadza mi wysoka temperatura. Najlepsze wyniki w bieganiu osiągam właśnie podczas jesiennych startów, co potwierdza moją teorię, że lato to czas ładowania akumulatorów. W ciągu tygodnia nie biegam dystansów dłuższych niż 10-12 km, więc uwijam się ze wszystkim w godzinę.

21:00

Wracam do domu, chwilkę poświęcam na rozciąganie i od razu ruszam pod prysznic. Wieczornej pielęgnacji poświęcam znacznie więcej czasu i troski. Dokładnie oczyszczam twarz, wklepują w nią serum i krem, a raz w tygodniu wykonuję piling i nakładam maseczkę z kurkumą. 

Przed kąpielą wykonuję masaż suchą szczotką, a na mokre ciało nakładam mieszankę olejów lub  czyste masło kakaowe.

21:30

Zawsze wieczorem przygotowuję jedzenie do pracy. Często pokazuję Wam je na Instagramie. Po wieczornym ogarnięciu mieszkania, swoje kroki kieruję do łóżka. Tam czytam jeszcze chwilę, dopijam herbatę ziołową, przeglądam social media i ok. 22.30-23 zasypiam.

Mój dzień jest z reguły szczelnie wypełniony obowiązkami. Stram się jednak znajdować czas na drobne przyjemności i pasje. Chciałabym jak najmniej czasu spędzać na nielubianych czynnościach domowych. Na szczycie listy jest znienawidzone prasowanie i rozwieszanie prania, ale o tym później.

Zosia

Od miesiąca, a w zasadzie od kilku miesięcy mój tryb dnia diametralnie się zmienił. W grudniu ubiegłego roku wynajęłam lokal i podjęłam decyzję o otwarciu małej kawiarni na Sołaczu. W styczniu przestałam pracować na etacie – choć pracowałam nadal, tyle że zdalnie z domu –  i rozpoczął się remont. Oprócz ośmiu godzin przy komputerze musiałam również biegać po urzędach i do późnych godzin nadzorować jeszcze prace remontowe. Nie wspominając już o tym najważniejszym BIEGANIU, z którego rezygnować nie chciałam.

 

Udało się i od miesiąca kawiarnia Zoffee działa. Satysfakcja i radość ogromna, ale równie dużo obowiązków. Każdego dnia jest mnóstwo rzeczy do zrobienia, dlatego mój dzień musi być od rana do wieczora bardzo dobrze zaplanowany. Jak on teraz wygląda?

6:00

fot. Małgorzata Opala

foto biegnącej Zosi: Tomasz Szwajkowski

Pobudka. W naszej kawiarni wszystkie ciasta i wypieki robimy sami. Wszystko jest oczywiście świeże, dlatego aby móc otworzyć o godzinie 9, muszę wstać najpóźniej o 6. No dobrze, czasami jest to trochę później, ale wtedy zaczyna się poranna gonitwa z czasem, której szczerze nienawidzę. Lubię, gdy poranek jest spokojny i jest czas na śniadanie z mężem. Najpierw ogarniam siebie, choć to w moim przypadku nie trwa długo – prysznic, mycie zębów, krem na twarz, tusz do rzęs i można działać dalej. Następnie czas na psy – trzeba nakarmić Wiki i Fionę, dać Wiki lekarstwo i wypuścić do ogrodu, zanim ruszymy na poranny spacer. Wtedy jest czas na śniadanie – zazwyczaj to jogurt naturalny z sezonowymi owocami, płatkami owsianymi i innymi nasionami, które akurat są pod ręką. No i obowiązkowo z łyżką masła orzechowego!

Po śniadaniu ruszam na spacer z psami. Niestety nie są one ostatnio tak długie, jakbym tego chciała, ale każdy moment z nimi na świeżym powietrzu to chwila oddechu przed całym dniem.

8:30

Wychodzimy z domu. Do pracy mam na szczęście bardzo blisko, więc niecałe dwie minuty jestem już na miejscu. W Zoffee najpierw włączam ekspres do kawy i inne sprzęty, aby się nagrzały. Następnie trzeba przygotować ciasta, zrobić drożdżówki itd. Zawsze jest coś do posprzątania, do ogarnięcia. I tak minimum do godziny 18, bo do tej godziny mamy otwarte.

Te osiem godzin w kawiarni to bardzo intensywny czas. Przychodzi dużo ludzi, dużo się tu rozmawia. To wszystko jest bardzo fajne, ale i dość męczące. Poza tym tak jak napisałam wyżej, w kawiarni nawet jak nie ma ludzi, zawsze jest coś do zrobienia. Choć znajdą się też spokojniejsze chwile – taka jak ta, dzięki której mam chwilę, aby napisać ten tekst.

A co z jedzeniem? Pierwszy tydzień w Zoffee był szalony i często przypominałam sobie, że tak naprawdę nic przez cały dzień nie jadłam. To nie jest dobre, ani zdrowe, dlatego pilnuję teraz tego, aby znaleźć chwilę i regularnie jeść. Przecież skądś musi być energia na bieganie. 

 

18:00


To godzina zamknięcia kawiarni. Teoretycznie, bo chyba jeszcze nigdy nie udało się punktualnie zamknąć (a nie, przepraszam! W dniu, w którym Polska grała z Kolumbią miasto było już o 16 wymarłe i równo o 18 wyszłam do domu!), no i zawsze jeszcze trzeba na koniec dnia wszystko posprzątać i podliczyć.

19:00

Powiedzmy, że to godzina o której mniej więcej jestem w domu. To też godzina karmienia psów (Wiki chodzi za mną krok w krok i nie pozwala mi o tym zapomnieć). Po krótkim odpoczynku i ogarnięciu się wychodzę z nimi na spacer. Nie jest on bardzo długi,  ale jest jeszcze potem drugi spacer, na dobranoc.

19:30/20:00

Wracam, przebieram się i ruszam na trening. Decydując się na własny biznes obiecałam sobie, że nie zrezygnuję z biegania. I na szczęście to się udaje. Są dni, w których po prostu odpuszczamy bieganie, ale jeżeli to jest zmęczenie, a nie zwykłe lenistwo, to można sobie na to pozwolić. Poza tym aktualnie jeszcze nie trenujemy do jesiennego maratonu, więc to bieganie jest trochę luźniejsze.  Po treningu – zazwyczaj trwa on godzinę – trzeba jeszcze przygotować się na następny dzień. Wracamy do Zoffee i pieczemy ciasta.

22:00

Jak dobrze pójdzie, to około godziny 22 mamy wszystko zrobione. Choć bywają i dni, kiedy jest to o wiele później. To już godzina, o której powinnam iść spać, ale trzeba pamiętać jeszcze o tych wszystkich domowych obowiązkach. Obiad na następny dzień, sprzątanie domu, czy pranie, które zrobi się w nocy i będzie gotowe do rozwieszenia rano. Głównie piorę teraz ciuchy biegowe (wysokie temperatury nie sprzyjają zakładaniu dwa razy tego samego) oraz ścierki, czy fartuszki z kawiarni. Dobrze, że tego nie trzeba prasować, bo daleko mi do idealnej pani domu prasującej wszystko (znam osoby prasujące nawet bieliznę! :D ).

 

23:30

To mniej więcej godzina, o której kładziemy się spać. O wiele za późno, biorąc pod uwagę pobudkę o godzinie 6. Niestety ciężko wyrobić się z wszystkimi obowiązkami wcześniej. Zmieniłam się z człowieka sowy w człowieka, który pada od razu, jak tylko przyłoży głowę do poduszki. Czasami uda mi się poczytać kilka stron, lub coś obejrzeć, ale najczęściej jednak po prostu zasypiam i zbieram siły na kolejny aktywny dzień.

Tak w skrócie wygląda mój tydzień. Dodam, że trwa on 6 dni – Zoffee otwarta jest od wtorku do niedzieli. Od miesiąca uwielbiam niedzielne wieczory i poniedziałki, co kiedyś było nie do pomyślenia. Zabawne, jak punkt widzenia może się zmienić. A poniedziałek niby wolny, ale wtedy trzeba zrobić wszystko to, na co brakuje czasu w ciągu tygodnia – sprzątanie, pranie, urzędy, blogowanie…. A potem, potem nadchodzi wtorek ;)

Inteligentna technologia, która pomaga zyskać czas na pasje

 

 

Wyobraźcie sobie, że ktoś pomyślał o tym, że możecie zminimalizować czas poświęcany na pranie, jego rozwieszanie, a nawet prasowanie. Za zaoszczędzony czas możecie bez wyrzutów iść pobiegać, spędzić czas z rodziną lub rozwijać pasje, na które wciąż brakuje Wam czasu.

Dobra informacja taki produkt już powstał. Nowa pralka Amica z linii Dream Wash została wyposażona w system Steam Touch, który pozwala usunąć aż do 70% zagnieceń już na etapie prania, co ułatwia prasowanie, a w przypadku wielu materiałów staje się ono niepotrzebne. Oprócz tej cudownej korzyści, system SteamTouch ucieszy także alergików i mamy małych dzieci. Dzięki parze ubrania zostają zdezynfekowane, a drobnoustroje usunięte.

 

Co jeszcze umie pralka?

Czy wiecie, że mamy tendencję do dozowania zbyt dużej ilości detergentu? To nie tylko stracone pieniądze, ale również szkoda systematycznie wyrządzana środowisku. W nowym modelu pralki Amica DAW 8143 DSiBTO zastosowano funkcję OptiDose do automatycznego dozowania płynu. Teraz nie musimy się zastanawiać, ile płynu wlać, zrobi to za nas pralka.

Zapomniana skarpetka lub koszulka? To nie problem. Wciąż nie wiemy, gdzie mieści się kraina zaginionych skarpetek. Ludzkość wciąż czeka na rozwiązanie tej zagadki. Wiemy jednak, że jest sposób na dodanie zapomnianej skarpetki, koszulki, czy jeansów, kiedy pralka rozpoczęła pracę. Wystarczy skorzystać z funkcji Add+.

System Add+ pozwala na otwarcie drzwi już po włączeniu urządzenia – o tym, kiedy bezpiecznie można dołożyć lub wyjąć ubrania poinformuje nas odpowiednia ikona na elektronicznym wyświetlaczu. Dzięki temu rozwiązaniu nie raz uratujemy ulubione ubrania od zafarbowania albo dodamy zapomnianą rzecz do rozpoczętego cyklu prania.

Maksymalna ilość ubrań wkładanych do pralki zależy od konkretnego programu, z którego korzystamy. Niewiele osób wie o tym, że tylko przy niektórych z nich bęben może być załadowany do pełna. Dzięki funkcji MaxLoad, na wyświetlaczu widoczna jest informacja, jaki załadunek będzie właściwy dla danego programu. Pozwala to zoptymalizować działanie pralki i zwiększyć efektywność prania.

Sprytne rozwiązania chodzą parami

 

Żeby tego było mało, dla jeszcze większej oszczędności czasu, najnowsza suszarka Amica z linii Dream Wash została wyposażona w system suszenia parowego SteamTouch dostępny w modelu AWD83LCiBT. Zapewnia on miękkość tkanin i redukuje ilość zagnieceń. Dzieje się tak dzięki parze wodnej, która wnika głęboko do włókien, rozluźniając je, prostując. W przypadku wielu tkanin, konieczność prasowania zostaje wyeliminowana. Co istotne, w trosce o środowisko, nowa linia suszarek posiada klasę energetyczną A+++ (tak jak wspomniana już pralka), co przekłada się na niższe rachunki za prąd. A jeśli mowa o finansach o oszczędność pieniędzy zadba także rozwiązanie HeatPump, które do suszenia wykorzystuje niższą temperaturę. Jeśli obawiacie się o zniszczenie tkanin, to producent zapewnia, że HeatPump stwarza jak najbardziej naturalne warunki dla odzieży porównywalne do suszenia jej na słońcu.

A jak oba sprzęty poradziły sobie w praktyce? Przeczytajcie wrażenia Zosi, która podjęła się testów urządzeń.

Wrażenia Zosi z testów

 

Kiedy Magda prasuje, rozwiesza pranie, po to, aby po jakimś czasie je ściągnąć, a później jeszcze to wszystko wyprasować, ja mogę w tym czasie wyjść na trening lub wypiekać kolejne ciasta do kawiarni albo szukać cukierniczych inspiracji. Dzięki pralce, która tak naprawdę myśli za mnie w kwestiach prania i zdejmuje mi z barków ciężar prasowania mam więcej czasu na realizację pasji i zawodowych marzeń. Zapomniałam dodać, że testuję także suszarkę Amica, dzięki której nie muszę rozwieszać i składać prania. Wielokrotnie zdarzało mi się zostawić pranie w pralce, tylko dlatego, że w danym momencie nie miałam chwili, aby je rozwiesić, a w rezultacie zapomniałam o nim i przypominałam sobie dopiero na drugi dzień. Ogromną zaletą suszarki jest możliwość jej ustawienia bezpośrednio na pralce, dzięki czemu oszczędzamy nie tylko czas, ale także przestrzeń! Oczywiście, nie wspomnę już o prasowaniu, którego wprost nienawidzę. Mój obecny styl życia wymaga ode mnie częstego prania – jeśli nie są to rzeczy biegowe, to akurat piorę fartuszki lub ubrania, które mam na sobie w pracy, a podczas pieczenia nietrudno o zabrudzenia i plamy. To nie jest tak, że dzięki nowej pralce i suszarce obszar prania i prasowania stał się dla mnie całkowicie obcy, ale teraz jest po prostu o wiele łatwiejszy!

Kobieta prasująca!

 

W wielu 20 lat postanowiłam znienawidzić prasowanie i tak jest do dzisiaj. Z tego się chyba nie wyrasta. Moja antypatia ma jednak solidne podstawy. Tuż po maturze, w ramach tzw. „gap year” wyjechałam na rok do Anglii. Jedną z moich prac była praca au-pair w Londynie. Tam, oprócz opieki nad dzieckiem, musiałam niemal każdego dnia zmagać się ze stertą ubrań do prasowania. Jako, że gospodarz był architektem i dość często udawał się na spotkania biznesowe najczęściej prasowałam koszule. Bardzo drogie koszule. Wtedy też zapałałam nienawiścią do prasownia, a żelazko najchętniej bym roztrzaskała. Niestety od tego nie da się uciec, zwłaszcza jeśli ma się dziecko. Niemowlakom prasuje się ubranka, bo wiadomo, wysoka temperatura niszczy bakterie, a poza tym wyprasowane rzeczy są bardziej miękkie. Starszaków też raczej nie puści się w wygniecionych rzeczach i samemu do pracy też głupio zaprezentować się w pogniecionej koszuli.

2:45 minut. Chciałabym, aby była to moja życiówka na maratonie, ale niestety to mój średni czas spędzony na praniu, rozwieszaniu, ściąganiu i prasowaniu ubrań w ciągu jednego tygodnia. W tym czasie dałabym radę wyjść na trzy treningi po 10 km lub przeczytać połowę kilkuset stronicowej książki. Dlatego sama chętnie przetestowałabym sprzęty, które trafiły do Zosi. Bo czy jest coś cenniejszego niż czas?

Moje najczęstsze grzechy podczas prania i prasowania:

  1. Pranie robię wieczorem. Statystycznie 1 na 10 prań spędza noc, a raczej gnije w pralce bo zapominam je rozwiesić.
  2. Źle szacuje ilość prania i wrzucam go za dużo. Później nie starcza mi miejsca na metalowej suszarce i całe mieszkanie wygląda jak jedna wielka suszarnia.
  3. Głównym zastosowaniem sofy w salonie jest miejsce wypoczynkowe dla zdjętego prania, które czeka na wyprasowanie. Odwlekam je w nieskończoność przez co, dopiero jak już nie mamy co na siebie włożyć, ja albo M. zmuszamy się do prasowania.          

*Wpis powstał w ramach współpracy z marką Amica