–>

Kilka dni przed półmaratonem to czas węglowodanowej rozpusty, nawijania makaronu na widelec i treningowego odpoczynku. Ostatnie dwa długie wybiegania pozwoliły mi uwierzyć, że może przechytrzę czas oraz własne ciało i wbiegnę na metę poniżej dwóch godzin. Mam nawet szatański plan dołączenia do pacemakera biegnącego na 1:50. Z pełnym przekonaniem deklaruję, że ciężko do tego półmaratonu trenowałam, ba, trenowałam dwa razy ciężej niż do pierwszego (ukończonego z czasem 2:02). Do półmaratonu planuję zrobić jeszcze w sumie 10 km wolnego biegu. Poniżej prezentuję kilka praktycznych wskazówek:
Odżywianie:
 W ostatnich dniach powinnyście spożywać jak najwięcej węglowodanów (ich udział w pożywieniu do 70%). Wskazane makarony, ryż, ziemniaki. W dzień przed startem możecie udać się na Pasta Party. Pamiętajcie, że także nasze żołądki będą ciężko pracować. Mój pierwszy półmaraton, na którym dałam z siebie bardzo wiele, przepłaciłam jego okropnym bólem, który towarzyszył mi później przez cały wieczór. 
W dzień półmaratonu zjedzcie śniadanie – koniecznie coś, co już próbowałyście. Może to być np. biała kajzerka z dżemem i banan.
Nawadnianie:
Pijemy co najmniej 1,5 l. wody dziennie, a w sobotę jeszcze dodatkową butelkę. Przed startem także pijemy. Podczas półmaratonu na każdym punkcie odżywczym (rozstawione są co 5 km.) robimy kilka łyków wody lub izotoniku.
Treningi:
W ostatnim tygodniu nie zbudujecie formy. Długie biegi i intensywne treningi nie przyniosą pożądanych rezultatów. Dopuszczalne są lekkie treningi. Ja na sobotę zaplanowałam zaledwie 3 km regeneracyjnego biegu.